Wonder Bar

nie miała wiec poszli. zacznę

siedział przy barze sącząc johnniego walkera. generalnie, nie robił nic innego, bo przyszedł po prostu się napić. no może od czasu do czasu patrzył, czy jakaś ładna kobietka nie siada przy barze.

chyba połowę swojego życia spędzała w podobnych miejscach jak to, dlatego też pojawiła się tu i dzisiaj. weszła do środka, poprawiając jasną sukienkę. skierowała swoje kroki od razu do baru, pewnie obsługa już ją znała, więc od razu dostała swojego drinka, zupełnie jakby już na nią czekał.

nie mógł więc jej nie zauważyć i nawet zdradzę ci, że go zainteresowała. szczególnie przez to, jak traktowała ją obsługa. spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko, ni to do niej, ni to sam do siebie, po czym zatopił wargi w alkoholu, nadal na nią patrząc. na razie jednak do niej nie podszedł, utrzymywał kontakt na odległość hrhr.

rozglądając się po barze wychwyciła wzrok dwayne'a, więc tylko się subtelnie uśmiechnęła, po czym zabrała się za swojego drinka, wdając się w rozmowę z jakimś kelnerem. co chwila pewnie jednak zerkała w stronę dwayne'a.

zerkał na nią również, aż w końcu zamówił jej drinka i wskazał ją kelnerowi, aby jej owy trunek przekazał. sam również zamówił alkohol, drugą szklaneczkę whisky z lodem, którą uniósł do góry w geście toastu.

spojrzała podejrzliwie na szklaneczkę, którą podał jej kelner, informując ją, że to właśnie od dwayne'a. posłała mu więc uroczy uśmiech i upiła trochę. całe szczęście, że nie miała zbytnio słabej głowy. albo była przyzwyczajona do alkoholu.

albo, że dłejn nie był jakimś gwałcicielem, który właśnie wrzucił jej do drinka tabletkę gwałtu xd pomyślał sobie, że owa dziewczyna musi być nieśmiała, albo jakaś wyjątkowo nieczuła na jego urok osobisty, bo nie podeszła do niego. inne zawsze podchodziły, a już na pewno kiedy przysyłał im drinka. cóż, jeśli góra nie przyjdzie do mahometa, to mahometa przyjdzie do góry, czy jak to szło, nie znam sie aż tak na przysłowiach. w każdym bądź razie dwayne podniósł swój jakże seksowny tyłek i podszedł do lily, a nawet usiadł obok. -cześć.

lily raczej nie należała do nieśmiałych osób. przynajmniej wtedy, kiedy była po alkoholu, czy też trawce, albo czymś podobnym. najprawdopodobniej przywykła do takich zachowań, jak zachowanie dwayne'a, dlatego też nie zareagowała. - cześć - rzuciła, mieszając słomką w swojej szklaneczce.

- nie ma za co - dodał jeszcze, chociaż wcale nie podziękowała, ale dwayne był z natury taką osobą, a nie inną. trochę z niego taki arogancki i niemiły chłopaczek, ale to tylko pierwsza warstwa. dwayne potrafi być człowiekiem mimo wszystko. napił się, po czym spojrzał ponownie na lily.

- wcale nie miałam zamiaru ci podziękować - przyznała całkiem szczerze. taka już była, szczera. po chwili zdała sobie sprawę z tego, że w sumie palnęła głupotę, ale nie obeszło jej to, bo tylko się uśmiechnęła i dokończyła drinka. - no ale, w sumie, skoro tak, to niech ci będzie. dziękuję - dodała, chociaż to pewnie zabrzmiało, jakby było wymuszone, ale wcale takie być nie miało.

stwierdził, że jest równie bezczelna jak on, ale to mu się nawet spodobało! - już mówiłem, nie ma za co - odparł, po czym poczęstował ją cwaniackim uśmiechem, bo jednak był zadowolony, że zmusiła się. i chyba bardziej zadowalał go fakt, że się zmusiła. - dwayne - przedstawił sie i nawet podał jej rękę, bo nie mial obiekcji co do takich kontaktów fizycznych z obcymi.

- lily - uścisnęła jego dłoń, jednak szybko ją cofnęła, przyglądając mu się uważnie. ona już tak miała, że jak ją ktoś zainteresował, to go obserwowała, cóż. zamówiła sobie jeszcze jednego drinka, tym razem mocniejszego niż wcześniejsze. kompletnie nie wiedziała o czym powinna z nim rozmawiać, ale, żeby nie było, nie onieśmielał jej, ani nic w tym stylu.

pewnie ją onieśmielał, tylko lily wmawia sobie, że nie. kobiety... - no więc lily, stała bywalczyni z ciebie, prawda? - spojrzał na nią, choć to pytanie było oczywiste, że nawet znał odpowiedź. musiała bywać tu w barze często. - a nie powiedziałbym gdybym cie spotkał na ulicy. pozory mylą najwyraźniej. - sam nie wiedział czemu, ale naprawdę nie wyglądała mu na chilloutową panienkę.

- prawda - kiwnęła głową. - i dlatego nie powinno się oceniać po pozorach - powiedziała tonem, w którym dało się usłyszeć minimalną nutkę pouczenia. - ale za to ciebie widzę tu pierwszy raz - znów zmierzyła go wzrokiem. - chyba nieczęsto bywasz w takich miejscach, hm? - uśmiechnęła się kącikowo.

- być może, bo tutaj bywam rzadko, ale tylko dlatego, że chodzę do innych klubów - powiedział, a dokładniej miał na myśli nasa club, do którego miał swoją vipowską kartę. - no, ale z racji takiej, ze dawno tu nie byłem i chciałem się odciąć od znajomych przyszedłem tutaj znowu - dodał jeszcze, był wyjątkowo gadatliwy jak na niego dziś. to pewnie alkohol tak działał. a skoro już o nim mowa, to napił sie ponownie.

prychnęła tylko cicho pod nosem. lily znała chyba każdy klub w kopenhadze, jednak najczęściej bywała właśnie w tym. - odciąć się od znajomych - powtórzyła. - więc co to za znajomi, skoro nie chcesz z nimi przebywać?

- tylko dziś się odciąć - sprecyzował, czasami wolał pójść gdzieś sam, bo zwykle otaczało go grono bliższych lub dalszych znajomych, głównie dzieci bogatych znajomych jego rodziców. i to byli znajomi, a nie przyjaciele, toteż niem usiał przebywać z nimi dzień w dzień. poza tym dłejn chyba nie miał przyjaciół, bo z jego pozycją społeczną o prawdziwego przyjaciela trudno. ale nie miał zamiaru sie jej z tego zwierzać, bo gdyby miał z tym problem poszedłby do terapeuty.

- aha, rozumiem - powiedziała tylko, nie mając zamiaru się z nim o to wykłócać, bo przecież wiadomo, że wiedział lepiej. wypiła już trzeciego, czy czwartego drinka i na razie nie zamierzała pić więcej. zerknęła na ludzi tańczących na parkiecie, zakładając, że taki tam jest. sama prawie nigdy nie tańczyła, ale zawsze miała ubaw z innych.

- no - mruknął, zatapiając wargi w alkoholu. - ty też jesteś tu sama, bez znajomych - zauważył nagle jakże inteligentnie i błyskotliwie. - co to za znajomi, którzy nie chodzą z tobą na imprezy - powiedział, musiał się odciąć, bo taki był i już. rzekł to oczywiście zakładając, że miała jakichś znajomych. musiała mieć. wszyscy mają.

- chodzą. dzisiaj ich tu nie ma, bo wcale nie planowałam tu przyjść. zamierzałam raczej spędzić wieczór w domu z jakimś fajnym, krwawym horrorem. ale mi się odwidziało - pomyślała, że niepotrzebnie mu się tłumaczy, bo przecież nie musi. i przeniosła wzrok znów na parkiet, siadając tyłem do baru, żeby móc się o niego oprzeć. o bar znaczy.

- imprezowiczka lubiąca horrory. ciekawe. - mruknął bardziej do siebie niż do niej, po czym podążył za jej wzrokiem i spojrzał w stronę parkietu, gdzie w jego mniemaniu nic ciekawego się nie działo. usiadł tak samo jak ona, czyli odwrócił sie i oparł o bar, uprzednio zamawiając jeszcze jedną szklaneczkę whisky. na szczęście miał mocną głowę.

- co w tym ciekawego? - od razu przeniosła wzrok na niego. miała wrażenie, że się z niej nabija, co zaczęło ją trochę irytować. z drugiej strony dwayne wydawał się jej być dość ciekawy i może nawet trochę ją pociągał! ale tylko trochę, w sumie.

- hm, nic. głośno myślę - odparł, nie miał zamiaru jej się z niczego tłumaczyć. taki rodzaj buntu obrał. nie musi odpowiadać na wszystkie jej pytania, tak sobie stwierdził. - lubisz takie pląsy? - zapytał jeszcze, patrząc nadal w stronę parkietu. on sam nie lubił tańczyć, nie zeby nie umiał, jako dziecko chodził pewnie na kursy tańca, jedna wolał siedzieć przy barze, tak jak teraz chociażby.

- nie. nie lubię robić z siebie idiotki - pokręciła głową, przyglądając się jakiejś dziewczynie, która pewnie się wywaliła. - kto tańczy w dziesięciocentymetrowych szpilkach? - rzuciła na tyle głośno, że ów dziewczyna pewnie usłyszała, bo akurat usiadła przy barze kilka krzesełek dalej. jakoś się tym nie przejęła.