madison

- wzięłam się za porządki, no a przy okazji znalazłam mnóstwo fajnych rzeczy. wiesz jak to ze mną bywa...- podrapała się po głowie uśmiechając się trochę niezręcznie. była strasznie sentymentalna i ciężko było jej tak wszystkiego się pozbyć, a tych zdjęć nie widziała chyba z pięć lat, a przynajmniej tak jej się wydawało. zapytała go, czy się czegoś napije, po czym ruszyła wolnym krokiem w stronę kuchni.

pewnie powiedział, że jakiegoś soku, bo ten wózek z skrzynakmi, wcale nie był taki lekki i trochę się zdyszał. wział ową stertę zdjęć i usiadwszy na kanapie, uprzednio robiąc sobie miejsce, pomiędzy mnóstwem pudelek, w których dla marcusa były niepotrzebne pierdoły, zaczął przeglądać ponownie zdjęcia, tym razem lepiej przyglądając się postacią widniejacym na nich. uśmiechał się szelmowsko i zarazem łobuzersko, gdy na którymś z wielkim trudem, ale jakimś cudem, rozpoznał małą madison, czy to w przebraniu biedronki w przedszkolu, czy to w zwienej różowej sukience na łące.

po chwili wróciła z kuchni z dwoma szklankami pełnymi soku, następnie zasiadła obok niego na kanapie, podkurczając nogi.
- nie oglądaj tego. byłam taka grubiutka i piegowata, i miałam okropne loki niczym pudel- powiedziała śmiejąc się i zerkając raz na marcusa, a raz na zdjęcia, które trzymał.

sorki, miałam większe zw.
- całkiem słodka. - rzucił, uśmiechając się dziarsko i cmoknął ją w policzek, po czym sięgnął po szklankę z sokiem i opróżnił ją do połowy, ale nie tak jakoś łapczywie, prawda. odstawiając szklankę spowrotem na stolik, wrócił do przeglądania zdjęć i szelmowskiego uśmiechu, pytał nawet od czasu do czasu, tak jakoś jakby był zazdrosny, co to za koleś, który obejmuje ja ramieniem, etc.

oke.
- wszystkie dzieci są słodkie, na swój sposób- stwierdziła, starając się wybrnąć jakoś z sytuacji, bo pewnie w innym wypadku by się nieco zawstydziła i zarumieniła. tłumaczyła mu więc, że to jakiś kolega, a tam kuzyn, a gdzieś tam jej pierwsza miłość z podstawówki xd. pewnie się przy tym uśmiechała, miło.

- ale ty byłaś nader slodka. - wymruczal, mrugając do niej, po czym ładnie złożył zdjęcia i odłożyl na stolik. odwrócił się w stronę madison na kanapie i uśmiechnął łagodnie. - cała kopenhaga wie już o imprezie? - spytał, podpierając głowe na dłoni, ktorą oparł zaś o oparcie kanapy.

- mam taką nadzieję. w każdym razie, zawiadomiłam kogo tylko się dało!- odparła, z lekkim uznaniem dla samej siebie, jakby to było coś wielkiego, po czym sięgnęła po szklankę chłodnego soku. - także chyba, wszystko już gotowe. prawie- odparła odgarniając kosmyk włosów z czoła. musiała jeszcze tylko trochę ogarnąć mieszkanie, ale z tym akurat nie będzie miała większych problemów, tak myślę.

- świetnie. - stwierdził, uśmiechając się przyjaźnie i odawrócił się w stronę mieszkania. - okropny upał. - wymruczał, przygładzając swoją polówkę na ramieniu i ciężko wzdychając. marcus nie przepadał za taką pogodą, strasznie go męczyła, ale cóż poradzić.

zw.

oke.

- mhm. wolałabym już odrobinkę deszczu- odparła przeciągając się leniwie. podeszła do okna, które następnie otworzyła szeroko i usiadła na parapecie, z nadzieją że nie wypadnie, bo nie chciałaby przeżyć upadku z czwartego piętra na własnej skórze. zapaliła papierosa, lekko przechylając się do tyłu, bo wiatr był całkiem przyjemny i na tyle mocny, że rozwiał jej włosy nie zostawiając śladu po kucyku, którego miała chwilę temu.

pewnie podszedł do niej, jak zobaczył owy powiew wiatru, z uśmiechem na twarzy, bo madison całkiem seksownie wyglądała z rozwianymi włosami. usiadł na wprost niej, wystawiając twarz w stronę okna, a co za tym idzie, w stronę wiatru i zaciągnął się dymem tytoniowym, który wydobywał się z papierosa madison.

lekko rzuciła w jego kierunku paczką pełną papierosów i zapalniczką, z nadzieją że jednak trafią one tam gdzie powinny, a nie wypadną na zewnątrz. wprawdzie miała dobry wzrok, ale kto wie co może się przytrafić kiedy człowiek siedzi przy otwartym oknie. uśmiechnęła się kącikowo jednocześnie wydmuchując na zewnątrz papierosowy dym.

złapał ową paczkę papierosów i trzymał ją chwilę w ręce, gdzyż wahał się, czy też zapalić, bo przecież zdążył dzisiaj wypalić dość sporą część paczki papierosów, a marzyło mu się, coś o rzuceniu tego brzydkiego nałogu, ale stwierdził, że nie jest w stanie, więc wyciągnął papierosa i podpalił. zaciągnął się, odkładając zapalniczkę wraz z papierosami na parapet.

- tak poza tym, marcusie, co u ciebie słychać?- zapytała drapiąc się po obojczyku, była dobrze wygimnastykowana, przez ten balet, ale do drapania się raczej nie trzeba być wygimnastykowanym. nieważne xd. przerwała ową ciszę, która między nimi panowała przez dłuższą chwilę.

zastanawiał się przez chwilę, odrzucając słowa, które mówiły, że bailey go olewa i nie kocha, słowa, które mówiły, że ojciec i prawo go irytują, po czym przemówił z usmiechem na swej miłej buźce. - zdycham od tego upału.

- to już zdążyłam zauważyć, marudo- odparła śmiejąc się delikatnie. wyrzuciła resztkę papierosa przez okno, z nadzieją że nie przypali on włosów żadnej staruszce, która pewnie i tak nosi perukę, choć z drugiej strony to mogłoby być komiczne. gorzej byłoby gdyby ta staruszka ją jednak spostrzegła, mimo swego wieku, a przecież madison nie byłaby tak podła, żeby zwalać winę na marcusa, nie.

uważaj, bo jeszcze oby dwoje jesteśmy w stanie uwierzyć, że nie jest taka podła. ; d
- a co u ciebie moja droga? - spytał, również wyrzucając niedopałek papierosa przez okno, ale na jego nieszczęście wylądowal on na głowie, jakiejś staruszki, która zaczęła głośno piszczeć, kiedy poczuła przypalające się włosy i gwałtownie rozglądać, a marcus spojrzal na dół z szeroko otwartymi oczyma i łobuzerskim uśmiechem.

; d
nie była w stanie wydusić z siebie słowa, gdyż zaczęła okropnie się śmiać i zeskoczyła z parapetu, tak żeby z tego wszystkiego nie wypaść przez okno i nie zagnieść staruszki xd. oparła się więc o ów parapet plecami.
- jak mogłeś, marcusie.- odparła starając się przybrać poważny wyraz twarzy. - okej, ta baba to stara jędza. należało jej się- machnęła ręką.

- też jej nie lubię. - wymruczał, przybierając dziarski wyraz twarzy, dumny siebie. wszyscy wiedzieli, że ta staruszka to podła kobieta, która pewnie będzie robić jakieś awantury w piątkowy wieczór, bo mieszka w bloku obok. ; d

dokładnie. madison była przygotowana na to, że zjawi się u niej w sobotę z samego rana i zrobi jej gigantyczną awanturę, postraszy policją i bóg wie czym jeszcze, na dodatek spowoduje, że ból głowy madison będzie jeszcze gorszy.
- nie wiedziałam, że tak dobrze znasz moich sąsiadów- stwierdziła uśmiechając się i lekko odwracając głowę w jego stronę, żeby mogła na niego spojrzeć, po czym przestąpiła z nogi na nogę.

- bywam tu tak często, że nie trudno ich nie znać. - wzruszył ramionami, po czym uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie, jak przeżywali z madiosn upojną noc na jej miękkim dywanie, a tu do drzwi zastukała sąsiadka z naprzeciwka z pytaniem, czy może pożyczyć sól, a gdy ujrzała nagiego marcusa o mało nie dostała zawału.

- hm. no tak. licz się z tym, że teraz moja kochana sąsiadka będzie gonić cię z wałkiem do ciasta za każdym razem, kiedy cię zobaczy- odparła uśmiechając się, już na samą myśl o tym. tak, większość sąsiadek już dowiedziała się o tym wydarzeniu o którym napisałaś, przez co madison była tematem plotek przez dość długi czas, ale w sumie to ją to śmieszyło.

- już we mnie rzucają skamieniałymi ze świąt pierniczkami. - rzekł z szelmowskim uśmiechem, wzruszając ramionami. marcus nie chciał, żeby madison została znienawidzona przez owe, niemiłe sąsiadki, ale nic nie mógł na to poradzić, bo skoro były takie ciekawe, co się dzieje w mieszkaniu madison, to tak, czy siak, kiedyś w końcu by się dowiedziały. ;c

- ach, no tak- zaśmiała się zapalając kolejnego papierosa. - we mnie jeszcze nie, chociaż to i tak pewnie kwesta czasu- odparła wcale tym nie zasmucona, bo nie obchodziło jej co o niej myślą sąsiadki. za to ich mężowie byli dla madison dość mili xd pomagali jej wnosić zakupy czy przychodzili niby do jej ojca. mad. miała z tego niezły ubaw, bo nie gustowała w podstarzałych facetach.

biedni, naiwni panowie w podeszłym wieku, którym wydaje się, że są pociągający. ;c
- jak zaczną w ciebie rzucać, to kupię ci parasol, kamizelkę ochronną, albo tarczę ! - powiedział z pełną powagą, uśmiechając się rycersko, bo sam wiedział, że trochę tymi ciasteczkami boli, bo dostał parę razy z niezłym impetem w głowę, spadającym z góry, owym pierniczkiem. ;c

- okej. choć mam jednak nadzieję, że aż tak mnie nie znienawidzą. w końcu, ostatnio jestem dość grzeczna- uśmiechnęła się zadziornie do samej siebie, wyrzucając papierosa, tym razem nie przez okno, a do popielniczki, która stała gdzieś na komodzie w pobliżu okna.