Kongens Nytorv

plac pełen zieleni, otoczony miłymi kawiarenkami.

ściemniało się już. olivia nie znosiła przebywać w swoim ciasnym mieszkanku, więc całe dnie spędzała na mieście. tym razem wybrała się na uroczy plac, pełen uroczych kawiarenek. usiadła przy przyjemnym stoliku, który pewnie był umiejscowiony na zewnątrz kawiarni i popijała swoją latte.

pewnie kiedy znudził jej się spacerek, to przydreptała tutaj, bo o dziwo, tutaj już umiała trafić bez większego problemu. wystarczyło wczoraj zapamiętać drogę ;p

chodziła tutaj z papierosem w ustach i dłońmi w kieszeniach rurek, bo upałów nie ma. zastanawiała się nad tym, kiedy rozwiążą jej się wstążki od warkoczy/ów które sobie uplotła, hej!

nie musiała się zastanawiać, bo marcus, który się z nią tu umówił, po tym jak bailey go wystawiła, podszedł i obejmując ją ramieniem, całkiem nieświadomie rozwiązał owe. - cześć. - rzucił, cmoknąwszy ją w policzek, po czym spojrzał za nią, bo pewnie chciał sprawdzić, jak jej zgrabny tyłek się trzyma, ujrzał na swej dłoni czerwoną wstążkę. zmarszczył nos i biorąc ją w dwa palce, wystawił przed nos elyse, wzruszając bezradnie ramionami.

- witaj - powiedziała zawiązując mu kokardkę na owych palcach, w których wystawił wstążkę, po czym wyszczerzyła się, dość miło, choć ojciec zawsze mówił jej, żeby tak nie robiła, bo jej tak zostanie, ale najwyraźniej nie robiła tego często, bo jej twarz wyglądała zupełnie normalnie. - co tam ? -spytała depcząc obcasem papierosa, a raczej jego pozostałość.

- przeżyłem nudne spotkanie z ojcem i jestem, tadam ! - powiedział z udawanym entuzjazmem, po czym całkiem szczerze, uśmiechnął się przyjaźnie. - a co u ciebie, moja, droga, elyse? - spytał, przyglądając się owej zawiązanej na jego palcach wstążce i uśmiechając się nieznacznie, zaczął ją rozwiązywać, ale niestety zrobił się węzełek i będzie to, bądź co bądź, gruba robota.

- to właśnie mój ojciec mnie zaskakuje, chce się ożenić z plastikowym bezmózgiem i nie wiem jak mu ten pomysł wybić z głowy - skrzywiła delikatnie usta odwiązując mu paznokciami węzełki, które sam zrobił, ale ona miłosierna jest i mu pomoże.

- podaj mi tylko jego adres, a ja już mu wybiję to z głowy. - rzekł, całkiem ofiarnie, że niby taki uczynny, ale to pewnie tylko dlatego, że ona samarytaninka odwiązała mu tą wstążkę, uśmiechając się łobuzersko, po czym wkładając do kieszeni ową, czerwoną wstążkę i mrucząc coś jeszcze, że to na pamiątkę, objął elyse ramieniem, bo zimno się robiło.

a ona skrzyżowała dłonie na piersiach, patrząc na niego z dołu, bo wysoki z niego człek. - znasz jego adres, z resztą, on cię nie posłucha, bo uwielbia cię tak jak i mnie - uśmiechnęła się lewokącikowo całując go w policzek za dobre chęci, po czym obtarła owy policzek dłonią, co by pomadka nie zostawiła śladu.

- a faktycznie. - rzucił, drapiąc się, po skroni, bo zapomniał, że bywał u elyse nie raz i nie dwa, i bardzo dobrze orientuje się w jej mieszkaniu, jak i w sprawach z ojcem i kontaktach z nim - w sensie, że swoich kontaktach. - w takim razie, jesteśmy w dupie. - skwitował, marszcząc nos. - i co teraz?

- będę czymś na kształt kopciuszka, wredna macocha i jej najdroższe córeczki + mój ojciec który też mnie nienawidzi, no i pomijając te fragmenty z księciem i z całą resztą, może że zostanę księżniczką zakonu - uśmiechnęła się w jego kierunku, bo pewnie znał tą historię już dość dobrze, o tym, że elyse zostanie zakonnicą i będzie sprowadzać zakonnice na złą drogę.

- eeej, historia o kopciuszki, miła, aha. - skwitował, kwiając twierdząco głową. - ale zbyt dramatycznie się kończy. - zaprotestował, marszcząc nos. - nie możesz być zakonnicą, nie przeżyję tego. - dodał, opuszczając głowę i wydąwszy dolną wargę, zaczął coś mruczeć, że potnie się w wannie, jak emo !

- specjalnie dla ciebie pójdę do takiego otwartego zakonu, żebyś co niedzielę mógł przychodzić i gwałcić mnie na klasztornym łóżku - uniosła obie brwi i opuściła, co wyglądało dość zabawnie, a ona sama wiedziała, że w jego towarzystwie może być sobą, no, prawie. położyła jego dłonie na karku i przytuliła go, co by nie płakał.. tak bardzo.

- skoro będę mógł cię gwałcić, nie ma sprawy. - skwitował, uśmiechając się łobuzersko i delikatnie pstryknął elyse w nos, pomimo tego, iż wiedział, że tego nie lubi. on po prostu lubił się z nią droczyć - niedobry. - ale i tak chyba się potnę. - dodał, drapiąc się niezgrabnie, po policzku i spoglądając na nią smutnymi oczyma.

- dlaczeeeeeeeeego ? - zrobiła smutniejszą minę i smutniejsze oczy, patrząc prosto w jego mniej smutne od jej oczów.. oczy, czy coś. jakby się pociął, to wzięłaby nóż, albo taką konkretną spalinówkę i tą piłą rozcięła pół świata na kawałeczki, muahaha, a tak serio to mój plan, gdy sandra odbierze mi ciastkowego. xd

- bo będę mógł cię widywać tylko w niedzielę, tylko i to po mszy ! - pokręcił głową z dezaprobatą, wydąwszy dolną wargę i oparł czoło o czoło elysowe, co mogło dość zabawnie wyglądać, bo przecież była od niego dość niższa, ahaha. ; d a jak sandra weźmie Ci ciastkowego, to jej tak nakopiemy, że omatkoboskaczestochowska!

- jakoś w tym tygodniu widzimy się dopiero pierwszy raz i nie jesteś wyjątkowo stęskniony - wydęła dolną wargę, może mniej niż on, ale jednak i spuściła wzrok na ten, chodnik. buahahaha, sandra jak mi go zabierze to będzie koniec jej pięknego życia, z resztą, ona jest tak żałosna, że mam nadzieję że ciastkowy ma oczy tam gdzie powinien i mózg mu się włączy jak ją spotka xd z resztą, ja go spotkam wcześniej, bo w piątek, upiję go i zgwałcę, hrhrhr xd

- nie kop leżącego. - wymruczał, pociągając nosem dla lepszego efektu, aha. położył nawet swe dłonie na biodrach elyse, ale wcale się nie uśmiechnął, nawet nikle. sandra jest suka i te spraawy, a i chwalmy Pana, jak pozwoli myśleć mu mózgiem, a nie jajami ! ;c ale w sumie to ten, jak będziecie się tak gwałcić cztery razy, po dwa razy, osiem razy raz po raz, to nie zapomnijcie o jagodowych gumkach ! <3 xd

wymruczała mu miłe przepraszam do ucha, z nadzieją że jednak jej wybaczy te ogromniaste winy i będzie mogła z czystym sumieniem iść do zakonu. a mogą być truskawkowe, czy nie ? xd

Siedział w jakieś miłej kawiarence i sączył powoli herbatkę z domieszką alkoholu ze swojej ponoć zabytkowej piersiówki. Jako, że w tak paskudne popołudnie chciał się trochę rozerwać.

właśnie wracała z jakiś zakupów, ale postanowiła wejść na jakąś świetną kawę. więc, że tutaj było trochę mniej ludzi, jackie usiadła gdzieś nieopodal wolfiego, i zamówiła sobie kawę. przyglądała się ludziom, jednak jej wzrok spoczął właśnie na nim, bo ją chyba zaciekawił. więc, po prostu się na niego gapiła, ot co.

Uniósł filiżankę do ust rozglądając się po dość obskórnej kawiarence gdzie w roli kelnerki kręciła się siwa pani wyglądająca jak babcia z tych reklam o dobrych wypiekach. Kiedy dostrzegł, że J. przygląda mu się z zainteresowaniem uśmiechnął się do niej szarmancko upijając łyk herbaty.

uśmiechnęła się do niego również i zaraz skinęła do niego, żeby się przysiadł. zrobiła to z wielkim uśmiechem na ustach, popijając zaraz kawą, którą dostała od tej właśnie pani, która tutaj się niewinnie krzątała. podziękowała za kawę, i w duchu pomyślała sobie, że bardzo dobrze, że właśnie tutaj przyszła i spotkała właśnie takiego miłego młodzieńca ;x

Owy młodzieniec wstał ze swojego miejsca i zręcznie wymijając wszystkie dzilące ich krzesła i stoliki przysiadł się do Jackie.
- Grzechem byłoby nie skorzystać z zaproszenia tak ślicznej młodej damy - skinął głową i odstawił powoli swoją filiżankę odsuwając uprzednio za duży jak na ten stolik wazon z magnoliami.