Kongens Nytorv Metro Station

monk <333333333333333333 on to jest ale krejzol dopiero.
- mówisz - raczej stwierdziła, niż zapytała, znów unosząc brwi, chociaż nie, tym razem była to jedna brew, normalnie ameryka. dużo ćwiczyła, czy też uczyła się od juliena. nieważne, założyła włosy za ucho, zaraz chyba musiała wysiąść. - miałam siedem lat. i słuchałam rodziców, wiesz - powiedziała dumnie wręcz, wypychając nieco pierś do przodu. stanęła bliżej drzwi, metro już nieco spustoszało. - hm, to jutro wbijam, tak? znaczy nie, ty o tym nic nie wiesz! - puściła mu oczko.

też go lubię </3
- okej, skoro chcesz - posłał jej jakis seksi uśmiech - o, ja tu wysiadam. zadzwoń do mnie kiedyś, czy coś - mrugnął do niej, bo przecież nie wie, że jutro wbija oczywiście. chyba, że te plany pokrzyżuje bastien (napisałam connor! :d), niczym straszna buka z muminków. - na razie nan - pomachał jej jeszcze i poszedł, bo ja też idę. pa :*

genialnie, wysiadła przystanek później!

to był jeden z najnudniejszych wieczorów jej życia, więc postanowiła sobie pojeździć metrem. tak, świetna rozrywka. kiedy jednak zobaczyła ile ludzi pcha się do środka, nieco ją to zniechęciło. przysiadła sobie na jakimś schodku, zastanawiając się, co wobec tego ze sobą powinna zrobić.

palił papieroski, czekając na przyjazd metra. cos często poruszał sie tym środkiem komunikacji, ale wolal to, niż stanie kilka godzin w korkach. palił camela, nonszalancko trzymając ręce w kieszeniach i przyglądał sie sarze, ukradkiem. skądś ja znal, tylko nie mógł przypomnieć sobie skąd. ty możesz pomyśleć skąd mogliby sie znać, bo nie chce mi się poznawać:d

no nie wiem, załóżmy, że z jakiejś imprezy.
czuła na sobie czyjś wzrok, więc zaczęła się rozglądać. no tak, wczoraj oglądała jakiś thriller o seryjnym zabójcy, który śledził jakąś dziewczynę, więc teraz przez 48308 dni będzie mieć jakieś schizy. w końcu zlokalizowała eddiego, mając wrażenie, że go skądś zna. podeszła do niego, uśmiechając się. próbowała przypomnieć sobie jego imię.
- eddie - powiedziała w końcu. - eddie, tak? - pomyślała, że zaraz weźmie ją za jakąś idiotkę, więc zaraz dodała jeszcze kilka słów. - czy my się przypadkiem nie znamy?

- tak, eddie - przytaknął, usiłując sobie szybko przypomnieć jej imię. że też wtedy musiał tyle wypić! - a ty...- przeciągnął, wciąż bacznie sie jej przyglądając - sonja, sarah? - zrobiło mu się trochę głupio - wybacz, ale chyba za dużo wtedy wypiłem. na tamtej imprezie - zaczął się tłumaczyć, bo naprawdę szczerze mu było głupio. taki przypal na starcie.

- sarah - poprawiła go i pokiwała głową. - rozumiem, nic się nie stało - odgarnęła włosy z oczu. właściwie ona też prawie nic nie pamiętała, jego imię przypomniała sobie cudem, a tak naprawdę to nawet nie miała pojęcia co wtedy robili. ale miała nadzieję, że nic złego! - co słychać? - zapytała, próbując jakoś podtrzymać rozmowę.

- no właśnie, sarah - rozpromienił się, momentalnie zapominając o tym, że zbłaźnił się przed chwilką. cały eddie, wierzył, że urok osobisty jest wstanie wyratować go z kazdej opresji, no i chyba miał rację. - czekałem na to cholerne metro z zamiarem powrotu do domu i spędzenia samotnego wieczoru, ale skoro spotykamy sie ponownie w takich okolicznościach muszę zaprosić cie na drinka - uśmiechnął się do niej zupełnie seksownie, jakby chcial powiedzieć 'mnie sie nie odmawia'.

przez chwilę chyba się zawahała, bo właściwie było już dość późno, a ona pewnie bała się wracać sama po nocach do domu, no cóż, no cóż.
- okej - zgodziła się w końcu, również się uśmiechając, całkiem ładnie zapewne. i chyba poszli na drinka, zaczniesz? ;d

ojej, jak tu ładnie. no więc dejwid, biedne zbłąkane dziecko zszedł na dół na stację w celu oczywiście oczywistym-dostania się gdzieś tam. zresztą bardzo lubił metro, wydawało mu się takie klimatyczne i lubił czytać w gazetach o tym jak ktoś zginął pod metrem. stał pod wielką kolumną i przyglądał się rozkładowi jazdy, zapewne szukał jak dojechać do centrum kopenhagi. miał potwornego kaca i bolącą ciężką głowę. czuł, że zaraz mu ona odpadnie, a wtedy wyglądałby jak kura tuż po ścięciu.

a bella akurat wysiadła z metra, bo wracała skądś, ale nie wiem skąd. ogólnie wyglądała chyba trochę nie bardzo, bo była blada i jakaś taka dziwna. no tak, trochę zmartwień jej się nawarstwiło. szukała więc wyjścia stąd, bo chciała jak najprędzej znaleźć się w domu. założyła czerwony płaszczyk, który trzymała właśnie w ręku, bo było jej chyba trochę chłodno. szła, patrząc pod nogi, ale nie patrząc przed siebie, toteż wpadła na jakąś kobietę, która właśnie zaczęła jej dawać jakiś wykład na temat jej nieuważności!

david oczywiście usłyszał mądry wykład albo nawet i go podsłuchał. pokiwał głową, że się z nim zgadza dopóki nie zauważył belli, a przecież znali się z liceum, przynajmniej mu się tak wydawało. westchnął cicho podchodząc do niej i łapiąc ją za łokieć, tym samym odsunął ją od starszej natarczywej pani, która nie zamierzała skończyć do niej mówić. - cześć-wymamrtał wkładając ręce do kieszeni i ponuro się uśmiechając-co ty jej zrobiłaś?-to wcale nie był oskarżycielski ton, wręcz przeciwnie, całkiem przyjacielski.

lekko się przestraszyła najwyraźniej, że ktoś ją złapał za łokieć i na dodatek gdzieś ją ciągnie, już miała krzyczeć, ale w porę zdała sobie sprawę, że to tylko david, na szczęście. - cześć - wysiliła się nawet na lekki uśmiech, zastanawiając się czemu david uśmiecha się tak ponuro. najpierw przeszło jej przez myśl, że może coś się stało, ale nie chciała go napastować milionem pytań. - nic, wpadłam na nią - wzruszyła ramionami. - chyba jestem jakaś nieogarnięta dzisiaj, nawet jej nie zauważyłam - powiedziała, siadając na schodkach i ściągając z ramienia torebkę, w której było pełno pustych opakowań po jakichś tabletkach, chyba przeciwbólowych, ale znalazła w końcu papierosy i zapalniczkę. chyba zrobię z niej lekomankę! xd wsunęła papierosa do ust, podpaliła go i wrzuciła paczkę, jak i zapalniczkę do torebki, którą zamknęła. - co u ciebie? - zapytała, zaciągając się. nawet nie wiedziała, czy można tu palić, ale na razie nikt jej nie zgarnął.

jezu, chyba mam na nią wenę. ;o

tak, zrób z niej lekomankę! btw, moja mama kiedyś powiedziała mi, że jestem lekomanką.
obrócił się na pięcie w jej stronę, gdyby tylko miał papierosy też by pewnie zapalił, ale nie śmiał prosić. ostatnie wypadły mu przez okno, a jeszcze wcześniejsze jakiś dziesięciolatek ukradł mu z kieszeni w monopolowym. zagryzł dolną wargę odgarniając niesforne loczki z czoła, powinien nosić rożową opaskę, byłoby o wiele lepiej-tu chyba nie można palić-powiedział cicho, nawet nie wiedział dlaczego bo przecież on często także palił w miejscach do tego zabronionych jednak wizja tego, że jakiś silnie umięśniony ochroniarz mógłby ich wyprowadzić niespodobała mu się. -świetnie-jęknął i czuł jak ból głowy promieniuje i rozchodzi się na całe czoło-właściwie to jezu, nie widziałem cię od zakończenia roku-sięgnął pamięcią do czasów liceum kiedy to był największą ciotą świata. postanowił jak najszybciej zmienić temat, nie chciał żeby bella przypomniała sobie jak on wtedy wyglądał. fuj-a u ciebie? czym się w ogóle teraz zajmujesz?

no, chyba zrobię xd
- na razie mam wakacje - wzruszyła ramionami, chociaż to było dość oczywiste. kompletnie olała fakt, że nie można tu palić i tylko wyciągnęła z powrotem papierosy, podsuwając je pod nos davidowi, bo wcześniej zapomniała o to zapytać. - a co u ciebie? ej, coś się stało? - zapytała, tak a propos tego 'świetnie', bo chyba wystarczyło to, że ją bolała głowa i brzuch od tabletek i ogólnie czuła się okropnie, w sumie dawno się tak już nie czuła. ;c

może przyćpać acodin xd.
usiadł obok niej na schodach biorąc od niej papierosa, ale nie zapalając, schował go do kieszeni na czarną godzinę. wyprostował nogi przed siebie odchylając głowę do tyłu i przez chwilę pomodlił się o bezpieczny dojazd do domu. -nic się nie stało-zapewnił ją-tylko głowa mnie boli-zerknął w jej stronę bawiąc się papierosem w kieszeni. zazwyczaj nie narzekał, nawet nie pisknął, że go coś boli.-myślisz, że będzie koniec świata?-popatrzył się na nią całkiem serio. mógł ją spytać o latające spodki, kosmitów, czterech facetów od apokalipsy i takie inne pierdolły.

lepiej vicodin, jak doktor house xd
- nie wiem, ale mógłby być - wzruszyła ramionami. w sumie dla niej nie robiło to różnicy, bo nie miała się czym cieszyć, toteż koniec świata nawet by ją ucieszył, chociaż nie wiem, czy gdyby była martwa, to coś by ją ucieszyło. ;c - głowa? może masz migreny? - zapytała, bo ostatnio oglądała odcinek doktora house, gdzie właśnie ktoś miał migreny i to było pierwsze, co przyszło jej do głowy, no tak.

migrena, nie lubił tego słowa, kojarzyło mu się raczej z kobietami i ich ciągłym narzekaniem, że je głowa boli-nie, to na pewno nie migrena-pokręcił przecząco głową rozciągając się na schodach. teraz mógłby zwalić winę na kosmitów albo innych obcych z wszechświata jednak nie chciał żeby bella pomyślała, że jest dziwny. zaśmiał się pod nosem patrząc się w jakiś niewidzialny punkt- a jak tam twój chłopak? tony, johnny?-najwyraźniej źle czytał plotki albo ich wcale nie czytał tylko oglądał obrazki.

zamyśliła się przez chwilę, zastanawiając się o kim mówi david. nie była z żadnym tonym, ani johnnym. właściwie kiedy znali się z davidem, pewnie chodziła z maxxiem, więc pomyślała, że właśnie o niego chodzi. - nie jesteśmy już razem - powiedziała dość obojętnym tonem. i zdała sobie też sprawę z tego, że chyba stęskniła się za maxxiem, serio, zwłaszcza, że nie udało jej się z tjem. ;c - a ty, masz kogoś? - zapytała z czystej ciekawości, gasząc papierosa.

zmrużył oczy, jego mózg miał dzisiaj wolne, zresztą miał wolne od czterech dni. gdyby teraz się go zapytała ile jest dwa plus dwa odpowiedziałby, że pięć. nachylił się lekko nad nią usiłując dostrzec w niej jakąkolwiek myśl albo po prostu wyssać z niej inteligencję.-jasne-powiedział cicho wyjmując na kolana papierosa. oblizał usta, które cały czas były suche-mam ochotę na szampana. czy jest już może sylwester?-zapytał głupio, ale naprawdę chciał się napić tego cholernego zimnego szampana prosto z tryskającej butelki.

zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy coś przeoczyła i faktycznie jest sylwester, bo jakoś straciła rachubę. - nie, chyba nie. ale szampana pije się chyba nie tylko w sylwestra? - odgarnęła włosy, wyciągając z torebki jakąś wodę i tabletki, zawsze może powiedzieć, że coś ją boli. i łyknęła dwie jakieś tam tabletki, po czym spakowała te wszystkie klamoty do torebki, z powrotem. - ogólnie wydaje mi się, że nie wyglądasz najlepiej - powiedziała, chyba trochę zbyt szczerze. ;c - na pewno wszystko okej?

-tak mi się wydaje-powiedział niezdecydowany. miał straszny mętlik w głowie i jeszcze trochę alkoholu we krwi. westchnął ciężko waląc się w pierś i przeklinając w duchu, że nie wziął ze sobą piersiówki, swojej najlepszej przyjaciółki od roku. taktak, zawsze pełna i mokra stała na stole i na niego czekała. powiedział sobie w duchu, że jest skończonym kretynem i tanim żulem.-chyba nie tylko w sylwestra-zamknął oczy wdychając sztuczne powietrze z metra-ale sylwester to najlepsza okazja-gdyby był dobry z matmy policzyłby teraz ile dni zostało do sylwka jednak jedyne co teraz umiał policzyć to palce i to na jednej ręce. -może masz coś do picia?-bynajmniej nie chodziło mu o tą wodę, którą popijała tabletki.

- oprócz wody nie - pokręciła głową. - ale jak chcesz to możemy iść do sklepu. a tam jest automat z kawą - wskazała palcem przed siebie. w sumie nie wiem, czy powinien tam być automat z kawą, ale mniejsza. - to co? - zapytała, bo było jej już trochę chłodnawo i chyba nie miała ochoty dłużej tu siedzieć.

-no dobra-zgodził się. miał nadzieję, że oprócz kawy znajdzie tam coś o wiele lepszego, chociaż poranna kawa była wg dejwida lepsza niż seks. no ale. zacznijj.