Kino

- nie, luke! obrzydź mi ten kierunek jeszcze bardziej- odparła chwytając go za ramię pod wpływem impulsu, ale nawet się nie zorientowała. - może w ogóle nie pójdę na studia? albo zajmę się moją karierą taneczną- zastanowiła się, chociaż balet to była tylko pasja, a nie coś co chciałaby robić, przez bóg wie ja długo. z kolei czerpanie wzorców z matki podróżniczki też nie było najlepsze.

-tańczysz? to jest na pewno interesujące. nie ma jakichś kierunków związanych z tańcem?-nigdy się tym nie interesował, więc skąd miał wiedzieć-idź na historię sztuki i na kierunek związany z tańcem, to byłby świetny plan-ciągle widział wypchanego siebie nad kominkiem i dużą rodzinę madison jedzących kolację bożonarodzeniową.

- nic ciekawego nie znalazłam- powiedziała zabierając swoją dłoń z jego ramienia. - pewnie i tak odziedziczę po ojcu jego klinikę i będę powiększać piersi jakimś zakompleksionym panienkom albo usuwać nadmiar tłuszczu grubaskom, lub też usuwać zmarszczki podstarzałym kobietom...- wymieniała wpatrując sie w niebo i szukając gwiazd, których chyba nie było.

-ofuj, to mnie strasznie obrzydza-jaki delikatny xd-nigdy nie zrozumiem tego, że te kobiety sobie coś wpychają, albo usuwają-jego zdaniem każdy powinien mało jeść i dużo się ruszać-straszna rzecz.

- no właśnie. nie rozumiem jak mój ojciec może w ogóle wykonywać taki zawód. to dla mnie nie do wyobrażenia- odparła gestykulując rękoma, bo czasami jej się to jednak zdarzało. sama uważała, że też mogłaby mieć tu i ówdzie więcej xd ale była zdecydowaną przeciwniczką operacji plastycznych.

-jak przejmiesz tę całą klinikę, to sprzedaj ją i zrób coś, co zawsze chciałaś zrobić, a ograniczały cię właśnie pieniądze-zawsze chciał zrobić coś, ale ograniczały go pieniążki:C. jeszcze nie wiem, co było tym cosiem, ale w końcu się dowiem.

jak się dowiesz to mi powiedz xd.
- tak. ale to dopiero jak mój ojciec umrze- odparła, choć wcale nie życzyła mu rychłej śmierci xd. - w innym wypadku chyba by się mnie wyrzekł, a jednak życie w samotności nie jest przyjemne- dodała, licząc się z tym że pewnie nie będzie miała męża, dzieci i całej tej rodzinki. pozostanie sama ze swoim kotem malkolmem, o ile ten w ogóle będzie żył i o ile nie wybierze jakiejś gorącej kotki.

-dlaczego w samotności?-to też go zainteresowało, ale tym razem nie dlatego, że tego nie rozumiał. po prostu go zainteresowało no i co takiemu zrobisz noco. zjadł resztę cukierków i przeszukiwał kieszenie w poszukiwaniu jakichś ciastek, cukierków, czegokolwiek, co można było zjeść.

- rodzeństwa nie mam, ojciec mnie wydziedziczy, matka podróżuje już drugi rok i nie ma zamiaru wracać do domu, ciekawe co się za tym kryje. na męża nie liczę biorąc pod uwagę jak większość tutejszych facetów traktuje dziewczyny. bycie samotną matką nie jest fajne, więc dziecko odpada. może kupie sobie papużkę nierozłączkę, a najlepiej dwie- wyjaśniła mu wszystko przyglądając się mu i chyba nawet całkiem się rozgadując, mimo że nie była gadułą, serio.

-łał-musiała dać mu chwilę, żeby wszystko przyjął do wiadomości, przetrawił i zrozumiał-jak tutejsi faceci traktują dziewczyny? poza tym, skoro tutejsi są źli, to możesz znaleźć sobie jakiegoś tam, gdzie traktują tak, jak ci odpowiada-on siedział w kopenhadze całe życie i nie interesował się chłopcami, żeby wiedzieć jak gdzie który traktuje kobiety.

- obawiam się, że wszyscy są tacy sami. a przynajmniej znaczna większość- westchnęła poprawiając spódnicę, która w jej mniemaniu brzydko się marszczyła. nigdy nie narzekała na facetów, ale nie wiem może luke nadawał się na słuchacza czy coś z tych rzeczy, przynajmniej nie oburzał się o byle co, a w szczególności o krytykę męskiej części społeczeństwa.

-wcale nie są, tak mi się wydaje-podrapał się pod okiem i nadal poszukiwał-to znaczy pewnie podobni i tak dalej, ale wy też macie te swoje problemy- nie wiedział jak to ująć, żeby jej nie obrazić i znów nie mieć tych przerażających wizji. znalazł jakiegoś batonika, sprawdził datę ważności nawet.

- jak to jest, że masz kieszenie pełne jedzenia?- zapytała przyglądając się owemu batonikowi. nie, wcale nie podejrzewała go o to, że chodzi cały rok w jednych spodniach i jednej marynarce xdd stąd te zapasy słodyczy.

-rano chodzę na zakupy i nie lubię tych torebek, które podobno rozkładają się tysiąc lat. są okropne. więc jak kupie batonika na przykład-pomachał nim-to wkładam go do kieszeni a potem zapominam wyjąć-pokręcił trochę głową. jak miał jakieś większe zakupki to chodził na nie z papierową torbą. ekoluke.

ekoluke nawet dobrze brzmi.
- aha, to dużo wyjaśnia- powiedziała wstając, bo stwierdziła, że jest już późno i powinna pójść już spać, nawet obwieściła to luke'owi. pożegnała się i machając mu zniknęła gdzieś w ciemnej ulicy xd. paa.

pstryknął i znik, ahhas, magicznyluke.

wychodziła właśnie z kina, bo w repertuarze nie było nic, co by ją zainteresowało. usiadła sobie na jakimś murku, bo pewnie była całkiem przyjemna pogoda. wystawiła twarz do słońca.

on właśnie wyszedł z jakieś komedii, która właśnie się zakończyła i w całkiem niezłym chumorze, schodził po schodach, pogwizdując coś pod nosem z szelmowskim uśmiechem. przystanął, żeby wyciągnąć papierosy i zapalić, co też uczynił i skierował się przed siebie, bo dzień owszem zapowiadał się, ba był ładny, bo to już po południu, a kiedy przechodził koło jednej z ławeczek, rozpoznał na niej isabellę. usiadł, nie pytając o pozwolenie, a chyba powinien, po ich ostatniej rozmowie. - cześć. - rzucił, uśmiechając się łagodnie, po czym opierając się o ławkę, zaciągnął się papierosem.

ale isabella wcale nie była na niego obrażona, ani nic w tym stylu, a przynajmniej tak mi się wydaje. odwróciła głowę w jego stronę i nawet jakoś przyjaźnie się uśmiechnęła.
- cześć, cześć - odpowiedziała i zerknęła w stronę kilku osób wychodzących z kina. - co słychać? - zapytała i z powrotem przeniosła wzrok na jonathana.

wypuścił dym tytoniowy w górę, po czym mróżąc oczy, przed okropnie rażącym słońcem, przeniósł wzrok na isabellę, przekładając w palcach papierosa. - właśnie oglądałam świetną komedię. - rzekł pełen entuzjazmu, uchylając się od konkretnej odpowiedzi na zadane mu pytanie. uśmiechnął się w stronę belli szelmowsko. - a u ciebie? - dodał, unosząc lewą brew w górę i zaciągając się papierosem.

zastanawiała się przez moment o jakiej komedii mówi, bo przecież znała dzisiejszy repertuar chyba na pamięć, w końcu przyglądała mu się z kwadrans, ale na nic się nie zdecydowała, bo większość to pewnie science fiction, za którym nie przepadała. podrapała się po nadgarstku i spojrzała na niego lekko podejrzliwie, bo w sumie pewnie zadając to pytanie wcale nie miała na myśli kina, no ale najwidoczniej jonathan nie chciał o tym mówić, więc nie zamierzała go do tego zmuszać.
- w porządku - pokiwała głową i odgarnęła włosy za ucho. - trochę nudno - uniosła kącik ust. - ale poza tym w porządku.

- hm, - kiwnął głową z aprobatą, drapiąc się po brodzie. - nawiązując do twojego wyjazdu - uciął, zastanawiając się, jak dalej pociągnąć tą rozmowę, której chyba nie chciał z nią przeprowadzać, ale jednocześnie chciał wiedzieć, czy aby na pewno jedzie i kiedy miało by to nastąpić, bo chciał się z nią pożegnać, prawda. - kiedy jedziesz? - spytał w końcu, zatapiając wzrok, gdzieś przed sobą. zaciągnął się papierosem, też bo chciał się jakoś uspokoić, to wszystko było takie dziwne.

- nie wiem, chyba w ogóle - zaczęła kreślić czubkiem swojego buta jakieś wzorki na ziemi. - przecież w sumie to bez sensu wyjeżdżać z takich błahych powodów - powiedziała i odchrząknęła. - zresztą nawet nie wiem gdzie miałabym wyjechać, tutaj przynajmniej matka wspiera mnie finansowo - wzruszyła ramionami, zastanawiając się jak poradziłaby sobie, gdyby musiała żyć na własny rachunek. teraz mieszkała sama, bez matki, ale jeśli potrzebowała pieniędzy, to pewnie nigdy nie było większych problemów, zwłaszcza, że widywała się z mamą dość często i miały w miarę dobre kontakty. - a poza tym - dodała jeszcze. - pewnie tęskniłabym za kopenhagą i wszystkimi ludźmi stąd.

- cieszę się, mądra decyzja. - rzekł, jak tata do swojej córki, która lubiła się buntować i objął ją ramieniem, uśmiechając się seksownie, co zrobił całkiem bezwiednie. wyrzucił niedopałek papierosa, zanim odpowiedział na zadane, przez isabellę pytanie i przydeptał go podeszwą swojego conversa. - dobrze. - dodał w kwestii owego pytania i uśmiechnął się łagodnie, wypuszczając bellę z objęcia.

- zachowujesz się jak co najmniej mój starszy brat - zaśmiała się, z dołeczkami w policzkach pewnie <3 i założyła nogę na nogę. - no wiesz, w sumie to ja podejmuję same mądre decyzje, więc to nie nowość - puściła mu oczko. no dobra, może nie same dobre decyzje, no ale cóż.