Plac i fontanna z bocianami

oja, jak nie zdołasz z siebie nic wykrzesać to mów! nie będę cię meczyć:)
- dam ci znać jak pojadę, mam dużą walizkę to sie zmieścisz - powiedziała z uśmiechem - ale tak naprawdę nie ma tam nic nadzwyczajnego - dodała jeszcze, chociaż nie miała racji, bo ja bym się tam wybrała na stadion manchesteru i na grób ijena <3

nie, jest okej, tylko posty jakieś takie mało przejrzyste chyba dziś piszę xd
no cóż, tony był raczej wysoki, ale też chudy, jednak wątpił, czy da radę zmieścić się do walizki, w której pewnie rosie będzie miała multum ciuchów. - czemu akurat walizkę? przyjadę do ciebie w odwiedziny, tak chyba będzie prościej. no i bezpieczniej - powiedział, uśmiechając się uroczo. on w ogóle jest uroczy. xd

wiem, jason <3
- no nie wiem, czy bezpieczniej. moja mamusia pomyśli, że jesteś jakimś moim narzeczonym i już cię nie wypuści. a przynajmniej nie prędzej, nim cię nie utuczy. naprawdę - przestrzegła go, bo jej mama tylko czekała, aż zjawi się jakiś kolega rosalie. dlatego rozi nigdy nie przedstawiała swoich chłopaków rodzicom, no może raz jej sie zdarzyło.

- okej, w takim razie daruję sobie odwiedziny ciebie w manchesterze - powiedział, wyraźnie lekko przerażony tą wizją. zresztą tony miał swoją jackie i nie chciał chyba wiedzieć co by sobie pomyślała, gdyby jej oznajmił, że jedzie do manchesteru, do koleżanki. xd

- hahaha, wiedziałam. faceci są gorsi niż niejedna tchórzofretka - powiedziała rozbawiona jego reakcją. jak to mamusia może wystraszyć faceta:) - no cóż, nic nie szkodzi. i tak na razie nie planuję tam jechać - dodała jeszcze, zaciągając się znowuż.

- wcale nie czuję się gorszy od tchórzofretki - zmarszczył brwi. objął oparcie ławki ramieniem i przyjrzał się rosie. - ty za to na pewno niczego się nie boisz, nie masz żadnych fobii i takie inne, zgadłem? - zaśmiał się.

- czy ja wiem. boje się gołębi! i mostów, moze to dziwne, ale mosty mnie przerażają - wyznała mu. to zupełnie tak jak mnie, ale nie będziemy sie rozwodzić nad moimi fobiami - i w dzieciństwie bałam się burzy, o. - powiedziała jeszcze, wcale nie była taka odważna, chociaż chciałaby!

- no widzisz. podejrzewam, że twoja mama jest o wiele straszniejsza niż most, gołębie, czy burza - wypalił, po czym znowu się roześmiał. - przepraszam, chyba nie do końca to miałem na myśli.

o nie, ale faux pas, obraził jej mamusię! - hej, nie jest taka zła. tylko marzy o tym, że zaraz będzie babcią i będzie mogła odwiedzać mnie, mojego męża i dzieci. a mnie do tego w ogóle nie spieszno - powiedziała, machając nóżkami, bo właśnie doszła do wniosku, że to fajne. a może tylko tak jej sie wydawało przez skręta. - ale i tak nie powinieneś o niej źle myśleć. nie znasz jej. - dodała.

- wcale o niej źle nie myślę. hm, w takim razie życzę ci gromadki dzieci, żeby twoja mama była szczęśliwa - pokiwał głową, aż bojąc się reakcji rosie, która, całkiem możliwe, że się na niego obrazi. ;c

- dorzuć od razu trochę rozstępów i żylaków - mruknęła, zagryzając dolna wargę. w tym czasie też zgasiła skręta o ławkę, po czym przydepnęła go podeszwą swojego konwersa. - moja mama poradzi sobie i bez tego. jakoś pogodzi sie z tym, że nie zostanie nigdy babcią - wzruszyła ramionami, bo rosalie wcale na dzień dzisiejszy nie chciała zostawać matką, ani nawet żoną. zawsze odpowiadała jej rola kochanki. no i wolała skupić sie na przyszłej karierze & dniu dzisiejszym. bo z reguły niczego nie planuje, co najwyżej z dwudniowym wyprzedzeniem.

- czemu nigdy? - zdziwił się. - rozumiem, że nie chcesz mieć dzieci teraz, ale za jakiś czas... no nie wiem, kilka lat? - uniósł lekko brwi, zastanawiając się, czy rosie mówi poważnie. chociaż tony też nie chciał mieć dzieci, bo najzwyczajniej w świecie ich nie lubił.
twoje postanowienie noworoczne nie wypaliło, jest 22:01, hrhr

właśnie chciałam to napisać, ze złamałam kolejne postanowienie noworoczne!
- nie wiem. nie byłabym dobrą matką. brakuje mi cierpliwości - powiedziała zgodnie z prawdą. mogła jeszcze dodać, ze odpowiedzialności też. - poza tym nawet nie umiem sobie siebie wyobrazić w tej roli - dodała, przeczesując palcami blond włoski.

ja też nigdy nie umiem wytrwać w swoich xd
- jesteś jeszcze młoda, to pewnie dlatego - wzruszył ramionami, bo raczej się na tym nie znał. - w sumie będę się już zbierał. odprowadzić cię? - zaproponował, bo chyba tracę na niego wenę już. xd

a ja i tak się już zbieram, toteż powiedzmy, że ją odprowadził!
pa :p

pa xd

Siedziała sobie przy tej fajnej fontannie, pijąc jacobsena vintage. ogólnie to nie miała dzisiaj, co ze soba zrobić, toteż przyszła tutaj, bo było to jedno z jej ulubionych miejsc w kopenhadze.
i niech sie znają, bo nie chce mi się poznawać:)

jamie siedział na murku, gdzieś koło fontanny paląc papierosa, było to pewnie i jego ulubione miejsce. w ręce trzymał papierowy kubek po kawie z miłej kawiarni za rogiem. zauważył joy, więc podniósł swój tyłek w celu przywitania się.
-cześć-powiedział z uśmiechem patrząc na nią milutko.

omatkoboskajezuchrysteiwszyscyświęci zaraz dostanę szału, bo co chwila resetuje mi się połączenie. + dawno nie grałam z postacią, która ma twarz kevina <3 ale do rzeczy; joy rozpromieniła się na jego widok, bo w końcu ujrzała jakąś znajomą twarz! - cześć jamie - powiedziała, bo niemal zapomniała, że wypada się przywitać. - miło cię widzieć, znaczy dawno cię nie widziałam, zresztą nieważne. co słychać? - popatrzyła na niego z zainteresowaniem, trochę nie zastanawiała sie nad tym, co mówi, nie wiem, moze to jamie tak na nia wpływał, a może piwo.

już żyję! jamie usiadł koło niej dopalając swojego papierosa. -hm, po staremu-odrzekł wzruszając ramionami. przyjrzał się joy, uśmiechnął się spoglądając na jej śliczne oczy, bo miała takie fajne zawsze! nie wiem skąd się znają, ale dobra. rozejrzał się po pustym placu z udawanym zaciekawieniem. byle by nie gapić się głupio w joy. -a u ciebie?

- u mnie też. już radzę sobie sama w mieście, znaczy trafiam wszędzie bez niczyjej pomocy - pochwaliła mu się, bo obstawiam, ze poznała jamiego kiedy zgubiła się gdzieś w centrum, a on jej pomógł odnaleźć miejsce, którego szukała. na pewno tak było, bo joy miała słabiutką orientację w terenie. - piwa? - zaproponowała mu, podsuwając mu butelkę pod nos, bo mama uczyła ją, że należy się dzielić.

-hm, moje gratulacje-powiedział uśmiechając się lekko. sięgnął po butelkę, bo jego natomiast mama uczyła, że kobietom się nie odmawia, a zresztą, jak pić to w towarzystwie. napił się i oddał alkohol joy ponownie unosząc kąciki w geście uśmiechu, miał dzisiaj dobry humor i na dodatek spotkał joy!

- możemy to opić! - powiedziała wesoło całkiem, bo w końcu to radosne dziewczę było, imię do czegoś zobowiązuje. mogla nawet poświecić swojego jacobsena, nawet jeśli to najdroższe piwo na świecie, zresztą dostępne tylko w kopenhadze hrhr. - od razu możemy wypić też za nasze spotkanie, bo prawdę mówiąc już myślałam, że nigdy więcej się nie zobaczymy - dodała jeszcze, bo gapa z niej, nie dała mu swojego numeru. to straszne, wiem.

-hm, jasne, opić można wszystko-uśmiechnął się spoglądając na joy. prawdę mówiąc, po ostatniej imprezie stronił od alkoholu, ale jak już mówił wcześniej kobietom się nie odmawia! -hm, nie jest ci zimno?-zapytał spoglądając na jej cienki t-shirt, lekko mrużąc oczy.

- trochę - przyznała, bo właśnie kiedy o to zapytał, poczuła, że ma gęsią skórkę. odruchowo obciągnęła swoja koszulkę, jakby to w czymś miało pomóc. - czasami zapominam, że wieczorem w kopenhadze jest naprawdę chłodno - dodała, zagryzając dolną wargę.