lizzy i theo <3

theo natomiast siedział w gabinecie i załatwiał gorączkowo ekipę remontową żeby zrobić dwa pokoje zamiast trzeciej sypialni na strychu, co w końcu załatwił, więc poszedł do lizzy i usiadł obok niej, obejmując ją ramieniem - już zrobione. zaczną w połowie września skończą w październiku - wsłuchał się w muzykę. mozart. - od mozarta dzieci mają wyższe ajkju, wiesz?

uśmiechnęła się do niego. - mhm, kocham mozarta. chcę żeby moje dzieci były bardzo mądre i miłe i grzeczne. i żeby też słuchały kiedyś mozarta. chociaż pewnie jak sie obejrzę będą słuchały jakiegoś rocka i będą jakimiś małymi hipisami, mówię ci to. będą miały porąbaną psychikę, jak mamusia - zaśmiała się i podrapała po brzuchu. pewnie znowu miała na niego ochotę, zawsze miała na niego ochotę. ale tym razem niech to on wyjdzie z inicjatywą.

on bardzo chętnie c;
- nie, ich mamusia ma bardzo miłą psychikę, bardzo bogatą - powiedział i posadził ją sobie na kolanach i pocałował w szyję, wąchajac przy tym jej włosy, pachnące jakoś przyjemnie kwiatkowo-rumiankowo - mm, jak ja lubię ten twój zapach. najpiękniejszy zapach na ziemi. mógłbym go zabutelkować, albo nie. będę cię miał tylko dla siebie, jeszcze przez 9 miesięcy, potem będziesz nasza wspólna,
{kiedy ona będzie rodzić?}

( nie wiem, pewnie niedługo! ;d)
no dobra, uśmiechnęła się do niego i pocałowała go jeszcze raz. - ja uwielbiam patrzyć w te twoje oczy i kocham cię całowac. kocham cię całego. od nosa, aż po twoje stopy. cholernie cię kocham. i nie muszę się nikomu z tego tłumaczyc - powiedziałła muskając jego usta. miała ochotę tam na niego wskoczyc, jak będą się kochac tak codziennie to będzie jej dopiero dobrze. jak dla niej może nawet wziąc ją od tyłu xd

- tyś szczęście moje wiosenne, zimowe, latowe, jesienne, lecz powiedz mi na dobranoc, wyszeptaj przez usta senne: za cóż to taka zapłata, ten raj przy Tobie tak błogi?... ty jesteś światłem świata
i pieśnią mojej drogi.** - wymruczał jej w ucho i zaczął ją całować w szyję, schodząc na ramiona i w końcu na piersi, więc delikatnie zsunął z niej szlafroczek, o tak.
//bo chcę się jakoś odnieśc do jej brzucha, czy nadal jest płaski czy już nie bardzo? xd
**pozdro pan gałczyński <3

/już nie xd
no dobra, kiedy tylko szeptał jej czułe słówka, coraz bardziej się rozmarzyła i tylko całowała go delikatnie w jego usta. uśmiechnęła się do siebie. - kocham się w deszczu, kocham się w słońcu, kocham się w zimie. kiedy się śmiejesz i kiedy smucisz, kiedy mnie uwielbiasz, kiedy mówisz mi jak bardzo mnie kochasz. kocham twój uśmiech, kocham jak nawet robisz mi kawę. kocham cię. i tyle - powiedziała z uśmiechem i pocałowała go znowu w usta, całkiem robiąc to delikatniej niż można jeszcze.

szybka jest xd
okej, a zatem, biorąc pod uwagę powiększenie zawartości jej brzucha, theo położył się na plecach i przyciągnął ją do siebie, bardzo uważając na bree i johnniego. delikatnie gładził ją po plecach cały czas całując ją w usta ale lekko, bo ubzdurał sobie że bardziej energiczne ruchy mogą jej zrobić krzywdę, i pewnie ściągnął tiszert.

uśmiechnęła się do niego, bo to tym razem on wyszedł z inicjatywą kochania się, co było jej na rękę. ostatnio kochali się częściej niż przypuszczała. ale było jej dobrze całkiem. rozpięła jego spodnie więc i tylko teraz przygryzła delikatnie jego dolną wargę. spojrzała się na niego, wyglądał na całkiem podnieconego, bo widziała że jego przyjaciel się cieszy. jeżeli miał ochotę na seks, proszę bardzo, jej to nie przeszkadza. więc wodziła palcami po jego kroczu xd

no właśnie, ona przestała być taka mega cnotliwa xd
w sumie jego też to dziwiło, bo kiedyś, jak byli w liceum to robili to niemalże od święta i to niemalże z umawianiem się co do godziny. pewnie więc posadził sobie ją na swoim zadowolonym przyjacielu i zaczął lekko się w niej poruszać, bo czytał że mocne ruchy mogą być niebezpieczne dla ciąży. patrzył na nią, i stwierdził że jej brzuch jest całkiem seksi!

odchyliła się więc do tyłu, pewnie to on na nią tak działał że nie musieli się teraz umawiac co do godziny i kochali się tylko teraz dlatego, bo ona przykład któreś z nich miało ochotę na seks. uśmiechnęła się do niego i przygrzyzła dolną wargę. nachyliła się nad nim, całując go bardzo namiętnie i z języczkiem. tylko teraz zapewne poddawała się każdemu jego ruchowi. i zaraz im coż teraz fajnego zrobię! xd

że proszę? co im zrobisz fajnego? xd
pewnie podniósł się i w takim oto półsiadzie kontynuował delikatne ruchy, całując ją namiętnie i gładząc ją po karku, a czasami po brzuchu, ba strasznie mu się to podobało. i jednym uchem słuchał jakiejś sonaty, która była bardzo adekwatna rytmicznie muszę rzec.

i kiedy już lizzy miała właśnie dochodzic, po kilkunastu minutach zajebistego seksu, zadzwonił dzwonek do drzwi. lizzy pewnie nieźle teraz spanikowała, nie wiedziała o co chodzi i kto mógł przyjsc, ale zaraz potem doszła i było jej zajebiście. dzwonek nie ustawał i zaczął dzwonić jeszcze głośniej i głośniej. a ona tylko spojrzała się na theo. pewnie rodzice dobijali się do drzwi. i w końcu weszli bez dzwonienia i zastali ich takiej sytuacji, kiedy się kochają xd

boże, miałam dużo gorsze myśli xd
- ożeszkurwa - wyszeptał theodor, po czym szybko zaczął się ubierać, a na lizzy narzucił jej szlafroczek, pogłaskał ją po brzuchu i wyrzucił z siebie - dobry wieczór, właśnie wykonywaliśmy ćwiczenia zalecone przez naszego lekarza prowadzącego - i uśmiechnął się dziarsko - miło mi państwa widzieć.

ona tylko pewnie cała poczerwieniała i okryła się teraz szlafrokiem. - eeee, no taak. myśmy... myśmy... nic złego nie robili - powiedziała cicho, patrząc się teraz na swoją mamę i tatę, którzy teraz pociągnęli ja do siebie i zaczęli krzyczec, że jak to ona tutaj się pieprzy po kątach z kim chce, że nie może tak robic, że przecież to niedozwolone przed ślubem. że przecież miała byc dziewicą do ślubu! a ona tylko pewnie jeszcze bardziej czerwieniała.

theo poprawił swój tiszert i poszedł za swoimi przyszłymi teściami - ale czego państwo od niej chcą, jesteśmy już zaręczeni, a bree i johnnie to jest wynik właśnie czegoś takiego. państwo będą dziadkami, czy to nie miłe? -spytał i ocenił rozmiary mięśni ojca lizy. duże. źle, więc tylko przytulił lizzy do siebie, pokazując w ten sposób, że mu na niej zależy - ja ją kocham. to chyba państwu powinno wystarczyć, nie?

jej ojciec chciał pewnie uderzyc theo za takie coś, ale lizzy nie dała go uderzyc, bo zasłoniła go własnym ciałem. cofnął rękę i spojrzał się na spąsowiałą córeczkę i tylko prychnął coś do niej, że niepotrzebnie w ogóle jest z tym człowiekiem, skoro on ja zostawił na dwa lata i nie wiadomo czy jak się nie pojawią dzieci, to czy on nie ucieknie. ojciec pociągnął ją do siebie, bardzo mocny miał uścisk, czyli wyrwał ją z ramion theo. ona była całkiem rozpłakana teraz i nic nie mówiła, zawsze bała się swojego ojca. a matka powiedziała, żeby ją zostawił, bo ona ma już swoje życie.

zakładam że matka była po stronie theo, który delikatnie wyjął lizzy z uścisku jej ojca, i przytulił ją plączącą do serca - chyba nie była w takim stanie, zanim pan tu wszedł - zauważył ryzykując złamanie żuchwy, ale on to wali, bo kocha liz! gładził ją teraz uspokajająco po głowie - nigdy jej nie zostawię, to że zrobiłem to dwa lata temu nie było zależne ode mnie, i uważam to za największy błąd życia.

i teraz właśnie zaryzykował swoje życie xd lizzy rozpłakała się jeszcze bardziej, bała się że za te słowa mu sie coś stanie! a i własnie, było jak przewidywała. ojciec odsunął ją od theo, która prawie że wyrwała mu wielką dziurę w koszulce jak ją odrywał i po prostu mu przyłożył. kiedy tylko ojciec go uderzył, spojrzał się na wściekłą matkę i przerażoną lizzy, która próbowała razem z matka pomóc theo. - wypierdalaj z mojego mieszkania! z mojego życia też! spierdalaj! - wykrzyczała do ojca, który nagle zwiał. nachyliła się nad theo. - boli bardzo? - wyszlochała.

theo nadal stał na nogach, chociaż ledwo i starał się nie rozbeczeć jak panienka, ponieważ właśnie trzymał się za złamaną żuchwę, z której leciała krew i spływała mu pomiędzy palcami, ale tylko coś wymamrotał, żeby się uspokoiła bo coś się stanie dzieciom - wiesz co, chyba muszę pojechać dozo szpitala - powiedział niewyraźnie.

i pojechali do szpitala i zaczniesz ;d

siedziała w domu na parapecie, dzieciaki dawno spały sobie. ona zaś czytała jakąś gazetę o modzie, musiała być na bieżąco, nawet jaki mamusia ślicznych bliźniąt. więc na razie tylko czekała na theo, który miał być już dawno, może nawet godzinę temu!

właśnie pukał do drzwi, czubkiem buta, bo w rękach miał ekotorby wypełnione różnymi rzeczami dla dzieci, jedzeniem, w zębach miał wielką paczkę pampersów, widziałam kiedyś takiego gościa, był mega xd i jeszcze miał perfumy dla lizzy w prezencie ha.

jej, była wściekła na niego! poszła więc otworzyć i tylko wróciła na swoje miejsce, nawet mu nie pomogła! zabrała się za czytanie czasopisma znowu i wzięła sobie jabłuszko. na razie tylko ignorowała go kompletnie, patrzyła czy dzieciaki śpią i spały, jak na razie było cicho i nic się nie działo.

przewrócił oczami i tylko postawił wszystko na ziemi i wyjął perfumy dla niej jakieś przyjemne, może diora, o albo guerlain <3 podszedł do niej i położył brodę na jej kolanach, dzięki panie architekt za wysokie parapety - nie masz pojęcia jak trudno jest znaleźć hipoalergiczne pampersy w kucyki pony!

- spóźniłeś się. o godzinę. - powiedziała oschle i tylko oblizała usta, przewracając palcami po jego włosach. nudziło jej się, a poza tym zawsze go tak drażniła jak była na niego obrażona. wtedy ona go kusiła, a on nie mógł jej nawet pocałować. nawet nie zwróciła uwagi na to co jej kupił, tym bardziej teraz na te całe perfumy.