Gammeltorv Square

heather też postanowiła się dziś przejść. nie miała parasolki, ani nic takiego, bo przecież lubiła spacerować w deszczu, prawda. ale jak na złość akurat nie padał. zauważyła blanche, więc podeszła do niej z uśmiechem.
- cześć, co słychać? - popatrzyła na nią.

- hej heather - uśmiechnęła się - całkiem dobrze, nawet bardzo dobrze - sprostowała, myśląc o wczorajszym popołudniu spędzonym z corey'em i zapewne na jej twarz wpłynął rozmarzony uśmiech.

- cieszę się - powiedziała szczerze, widząc jej uśmiech. domyśliła się, że pewnie blanka jest zakochana i takie inne. heather nigdy nie potrafiła się szczęśliwie zakochać, to dość smutne, w sumie. - a coś szczególneg się wydarzyło?

zapewne półprzytomnie spojrzała na h. po czym uprzytomniła sobie, że powinna odpowiedzieć - poznałam bardzo fajnego chłopaka - powiedziała zgodnie z prawdą, akcentując słowo 'bardzo' - no i cóż, chyba się zakochuję w nim - westchnięcie i rozmarzony pyszczek.
e tam, heather na pewno się zakocha ;>

pewnie tak, ale nikt nie powiedział, że szczęśliwie ;d
- no to, hm, moje gratulacje! - nie wiedziała, co powiedzieć w takiej sytuacji. - tak, życzę wam szczęścia - pokiwała głową, ze szczerym uśmiechem i spojrzała na blanche, zastanawiając się, czy miłość bardzo ją zmieni. bo podobno miłość zmienia.

oj, na pewno szczęśliwie
- mówisz jakbyśmy już brali ślub, albo spodziewali się dziecka - zaśmiała się, no bo pewnie rozumiała, że nie bardzo wiadomo co wtedy powiedzieć, ja na przykład nigdy nie wiem. przeskoczyła nad dużą kałużą formującą się według niej w kształt chomika o czym poinformowała heather - albo to tylko moja wyobraźnia - dodała.

ano, może kogoś w najbliższym czasie usidli ;p
- ja tam nie wnikam - machnęła ręką i przypatrzyła się kałuży. - naprawdę podobna do chomika - stwierdziła. - a tamta - wskazała na jakąś dalej. - wygląda jak serce - roześmiała się.

- szkoda że nie mam kaloszy - powiedziała smutno blanka - poskakałabym sobie w nich, wyglądają bardzo zachęcająco. jak byłam mała to byłam królową kałuż. - i przeskoczyła ponad kolejną w której ładnie odbijało się niebo i kamienice.

- ja kiedyś też - powiedziała i popatrzyła na swoje czerwone trampki. - ale teraz już chyba nie - ominęła kolejną kałużę. - dokąd się właściwie teraz wybierasz?

ona sama popatrzyła na swoje trampki też, z namalowanymi słuchawkami z boku i zachichotała - konkretnie to szukałam tęczy, a potem przestało padać. więc idę przed siebie.

- tęcze są takie... - zaczęła szukać odpowiedniego słowa. - niesamowite - powiedziała w końcu, zastanawiając się, czy nie wyjdzie teraz na jakąś idiotkę. - przed siebie - powtórzyła za nią. - a co u twojego brata? - zapytała, zerkając na blanche kątem oka.

- tęcze są dla mnie wielką zagadką, mimo lekcji fizyki i bawienia się pryzmatami - obróciła się w okół własnej osi - nie wiem, wczoraj późno wrócił do domu i zaległ w łóżku - stwierdziła z przekąsem - on ostatnio tylko śpi, maluje i je. - w sumie jak zazwyczaj.

pomyślała, że może nie powinna pytać o jej brata, bo w sumie co ją to interesuje, prawda. wzruszyła ramionami i wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów, po czym zapaliła jednego. podsunęła paczkę pod nos blanki.

pokręciła głową w geście odmowy - nie dzięki - i wzięła ją pod rękę - jesteś strasznie nie w sosie, wiesz, chodź, walimy kałuże i się w nich pokręcimy, co? albo pójdziemy zrobić coś szalonego!

- nie w sosie? - zaciągnęła się papierosem. - nie, no co ty - znowu wzruszyła ramionami. - coś szalonego? na przykład?

- poderwać staruszka od gołębi, albo gołębie. - klasnęła w dłonie - albo obrabować sklep z cukierkami! slbo wszystko po 1 ojro, jak w 'śniadaniu u tiffany'ego'. zawsze chciałam to zrobić.

- jesteś... szalona - roześmiała się, wydmuchując dym. - jeśli już mamy kogoś poderwać, to zdecydowanie wolę kogoś, kto będzie bliżej mojego wieku, będzie ładny, będzie mi grał na gitarze i nie będzie siwym staruszkiem - rozmarzyła się.

- aaaaa. rozumiem. gdzie można znaleźć przystojnych, młodych gitarzystów. pomyślmy razem - aż się zatrzymała i przytupując nóżką w trampku patrzyła na heather - myśl ze mną.

- na rockowym koncercie! - zgasiła papierosa i klasnęła w dłonie. - tylko, cholera, skąd ja teraz wytrzasnę rockowy koncert i jakim cudem nie dam się zabić w pogo? - udawała, że się nad tym zastanawia.

- nie wiem - powiedziała szczerze - może jak staniemy bardzo blisko sceny to tylko nas poobijają o barierki - pomyślała jeszcze chwilę - a może w jakimś klubie?
STRASZNIE cię przepraszam że tak długo mnie nie było - mama ma dyżur i musiałam ojcu zrobić obiad ;<

STRASZNIE się nie gniewam ;d
- klub, brzmi ciekawie - pokiwała głową. - nie wiem, jak chcesz - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się, pozostawiając wybór blance.

- to chodźmy - powiedziała ciągnąc heather za rękę w kierunku, jak mniemam przystanku autobusowego - mam ochotę na muzykę i na alkohol, hahaa!
//zacznę nawet, oui.

przechodził sobie i zastanawiał się po co pani po 60ce karmi gołębie a jakiś facet gra smutne piosenki

przechodziła tu tak z nudów a po chwili usiadła na ławce przed jakimś tam sklepem zapalając papierosa.

podszedł do niej kiedy ją zawuważył. powiedzmy że kojarzył ją z jakiejś imprezy- kriste, cześć- uśmiechnął się do niej ładnie- co tu robisz?- spytała i spojrzał na nią wręcz podejrzliwie