Amalien-borg

Amalienborg

rezydencja duńskich monarchów i duńskiej rodziny królewskiej

siedziała gdzieś w pobliżu, przyglądając się owej rezydencji, bo może sama chciała w takiej mieszkać. ale niestety nie była spokrewniona z rodziną królewską, więc mogła sobie jedynie pomarzyć.

chodził tam i z powrotem, przed bramą przyglądając jej się, od czasu do czasu szarpiąc za nią z nadzieją, że może się otworzyć - nadzieja matką głupich. - chciał wejść do środka i obejrzeć rezydencję od środka, ale on również nie był z królewskiej rodziny, toteż wejść nie mógł, a jedynie wyjść z owej mogła ochrona i przegonić go, gdzie pieprz rośnie, ale jak na razie nie zanosiło się na tak drastyczne środki.

madison przyglądała się marcusowi przy okazji śmiejąc z niego i wcale się z tym nie kryła. wyglądał zabawnie kiedy tak szarpał za bramę.
- zapomniałeś kluczy?- krzyknęła do niego nadal się chichrając. choć gdyby wyszła ochrona to mogłoby nie być aż tak śmiesznie.

odwrócił się w jej stronę, marszcząc nos, ale mimo to uśmiechając się szelmowsko. - tak jakby. - odrzekł, wkładając ręce do kieszeni spodni. - nie masz zapasowych, skarbie? - spytał, uśmiechając się uroczo - uwodzicielsko, po czym podszedł do madison i usiadł na ławce obok niej.

- niestety nie mam. chyba zostawiłam je w kieszeni od swetra, albo w innej torebce- odparła kącikowo się uśmiechając i patrząc z rozbawieniem na marcusa. - a tak w ogóle, to cześć marcusie- dodała, bo takie nieprzywitanie się nie było w jej stylu, toteż pocałowała go w policzek w ramach powitania.

- szkoda. - wymruczał, przygryzając dolną wargę i spoglądając na rezydencję, zamrugał kilkakrotnie rzęsami. - witaj, madison. - dodał, uśmiechając się lewo kącikowo i odruchowo starł dłonią pomadkę, którą pozostawiła na jego policzku. - co się działo w twoim wielkim, małym świecie, kiedy to tak dawno się nie widzieliśmy? - zapytał, przyglądając jej się pytająco z uniesioną w górę lewą brwią i przyjacielskim uśmiechem.

- nic specjalnego. nie mam dla ciebie żadnych gorących nowinek- odparła uśmiechając się, po czym załozyła nogę na nogę. - i ty dla mnie chyba też nie- dodała, bo o marcusie też jakos nie było głośno w mieście. tupnęła obcasem odganiając w ten sposób wrednego gołębia, który pałętał się koło jej nóg.

- no tak nic, poza miłymi, samotnie spędzonymi wieczorami, przy brandy i meczu piłki nożnej. - wymruczał, wzruszając ramionami i trochę obsunął się z ławki. odwrócił głowę w stronę madison, bo nie widział żadnej ładnej, przechodzącej dziewczyny, na której to mógłby zawiesić wzrok, a zapewne madison i tak w jego mniemaniu była by ładniejsza, prawda. - strasznie nudno zrobiło się ostatnio w mieście. - dodał, marszcząc nos. - nie słyszałas o jakieś imprezie z okazji wakacji? - spytał, uśmiechając się łobuzersko pod nosem.

//zw.

okej.
uśmiechnęła się delikatnie, bo jej wieczory wyglądały podobnie, nie licząc meczy piłki nożnej, bo te zastępowała filmami, ale nie jakimiś głupimi komediami romantycznymi. zdecydowanie wolała horrory, po których bała się zasnąć.
- chyba nikt nic nie organizuje. liczyłam na to, że chociaż ktoś za niedługo będzie świętował swoje urodziny, ale chyba wszyscy urodzili się w zimie- stwierdziła podśmiechując się pod nosem i zerkając na marcusa.

marcus swoje urodziny chyba w kwietniu obchodził, ale kto to wie..
- szkoda, bo miałem ochotę na jakąś imprezę. - skwitował, kręcąc głową z dezaprobatą i marszcząc łagodnie nos. kopenhaga zrobiła się okropnie nudna, stwierdził w duchu, wzdychając głęboko. miał zamiar spytać kiedy to madison się urodziła, ale w ostatniej chwili się powstrzymał, przygryzając dolną wargę, bo przecież nie wypada kobiety pytać o takie rzeczy.

- w sumie, to ja też. ale chyba nie mam okazji do urządzania imprezy- wzruszyła ramionami opierając łokieć o kolano, a następnie podparła podbródek na dłoni przyglądając się ludziom kręcącym się przy rezydencji. w sumie impreze można urządzić tak bez okazji, ale madison chyba była całkowicie znudzona życiem w kopenhadze.

właśnie, właśnie w ogóle to pasuje zrobić jakąś imprezę, żeby rozkręcić forko !
- więc zorganizujmy razem imprezę. - rzekł pełen entuzjazmu, uśmiechając się szelmowsko do madison, od razu siadając prosto na ławce, na której prawie leżał ze znudzenia. - co ty na to, skarbie? - wymruczał seksownie, uśmiechając się ujmująco i jednocześnie posyłając jej pytające spojrzenie. miał nadzieję, że madison nie zgasi jego zapału mówiąc, że się na to nie pisze. ;c

no też tak myślę.
chyba nie potrafiła mu odmówić, bo marcus najwyraźniej potrafił okręcać sobie dziewczyny wokół palca, dlatego też momentalnie odwróciła głowę w jego stronę.
- kiedy? hej, to jest całkiem dobry pomysł! ale pewnie i tak nikt nie przyjdzie na naszą impreze xd- stwierdziła wyginając usta w delikatną podkówkę.

- nie gaś mojego zapału. - wymruczał, marszcząc łagodnie nos. - jak wszystkich o niej zawiadomimy, to nie na pewno ktoś przyjdzie. - powiedział, uśmiechając się łobuzersko, po czym sięgnął do kieszeni spodni, po paczkę papierosów i zapaliwszy, podsunął ją pod nos madison. - więc ty zajmiesz się powiadomieniem wszystkich, a ja zajmę się alkoholem i innymi takimi. - rzekł z pełną powagą, kiwając głową z aprobatą, przekonany, że to świetny pomysł, bo przecież on nie będzie latał po ludziach, ani ogłaszał, że organizują imprezę, to nie dla niego,nienie.

- aha, czyli cała najgorsza robota należy do mnie- odparła, ale wcale się nie naburmuszyła czy coś, tylko stwierdziła fakty częstując się papierosem, którego chwilę później zapaliła. - no dobra. ale jak nikt się nie pojawi to nie wiem co ci zrobię- odparła machając mu palcem przed nosem, którym następnie pstryknęła go w nos, choć jeśli nikt nie przyjdzie to będzie to raczej jej wina xd.

potarł palcami nos, uśmiechając się łobuzersko, po czym zaciągnął się papierosem. - wszyscy nas tak lubią, że na pewno się zjawią. - rzekł, śmiejąc się pod nosem. - i myślę, że impreza przewidziana jest na przyszły piątek u ciebie w mieszkaniu? - stwierdził trochę pytająco, bo nie wiedział, czy aby na pewno madison leży fakt, że impreza będzie u niej, w każdym razie, on zawsze mógł się zgodzić, żeby była u niego, c'nie.

- no dobra. może dam radę do tego czasu posprzątać cały mój bałagan- odparła zastanawiając się nad tym i drapiąc subtelnie po policzku. posprzątanie jej mieszkania wcale nie było takie łatwe, a wolała nikomu tego nie zlecać bo pewnie wyrzuciliby połowę jakże cennych dla niej rzeczy, które tak naprawdę były tylko nikomu niepotrzebnymi gratami. uśmiechnęła się całkiem uroczo na sam fakt o imprezie.

- zawsze mogę ci pomóc. - zaoferował się, wyobrażając sobie, jak wyrzuca te wszystkie, jak dla niego zbędne rupiecia, które madison przechowuje w różniastych pudełkach pod łóżkiem, czy to w szafkach. na samą myśl na jego ustach wyskoczył łobuzerski uśmiech. - ta impreza jest spisana na powodzenie. - dodał, kiwając głową z aprobatą i uśmiechając się dziarsko, cmoknął madison w policzek, mrucząc coś, że musi już iść i w razie potrzeby pomocy, przy sprzątaniu może do niego dzwonić, a on jakoś w przyszłym tygodniu podrzuci jej skrzynki z alkoholem i poszedł, machając jej, bo ja idę łapać słońce ! pa. ;x

uśmiechnęła się, odmachała mu i też poszła. u mnie właśnie słońce się schowało ;c

Przchodził więc gdzieś obok rezydencji szczerze mówiąc nie bardzo też zwracał na nią uwagę. Przetarł zaspane oczy po czym wyciągnął z kieszeni paczkę cameli i zapalił ostatniego jaki mu pozostał

blanka siedziała sobie na schodach i pewnie coś czytała. miała całkiem przyjemny humor dnia dzisiejszego, całkiem się wyspała, poza tym znów świeciło słoneczko, które ona tak bardzo lubiła, chociaż od niego miała strasznie dużo piegów. no więc czytała i nie bardzo wiedziała co się wkoło dzieje.

Przysiadł na schodach obok blanki. Nie bardzo też zwrócił na nią uwagę. Był rozkojarzony i w kiepskim humorze. Spojrzał na czubki swoich butów potem na buty blanki i dopiero teraz wodząc spojrzeniem od tych butów przez długie nogi po jej buzie dostrzegł jej skromna osoboe.

poczuła na sobie spojrzenie, nie wiem jak ona to robi, na mnie można się gapić godzinami a ja nie zwrócę na to uwagi ;c, mniejsza. odwróciła się i przyłapała wolfganga, nie wiedząc że to wolfi oczywiście, bo skąd, na patrzeniu się na nią i uśmiechnęła się - słucham? - spytała, bo dzisiaj jakaś mniej nieśmiała była w drodze wyjątku.