Kino

- muszę się tobą opiekować, pamiętaj, że twoja mama mnie o to prosiła. - wymruczał, uśmiechając się szelmowsko z przekąsem, bo przypomniała mu się popołudniowa wizyta, kiedyś tam, dawno w domu belli i rozmowa z jej matką, kiedy to ona dyskretnie wyproszona przez matkę, poszła robić herbatę i prośba jej matki, żeby jonathan się opiekował się isabellą.

przewróciła tylko oczami i założyła rękę na rękę.
- tak, tak, jasne. sama doskonale daję sobie radę, nie jestem już dzieckiem - stwierdziła, chociaż najwyraźniej jej matka nadal miała ją za małą dziewczynkę, która sama sobie nie poradzi w wielkim świecie, och.

- och, taktak. - wymruczał, uśmiechając się łobuzersko i cmoknął ją przelotnie w policzek, zakładając pasmo jej długich włosów za ucho, też, po czym oparł się o ławkę, wciągając ze świstem powietrze, przez nos i spogladając w niebo, ale zaraz zmienił swój obiekt, bo na niebie jasno świeciło słońce, które okropnie go raziło.

- nie wierzysz mi! - bardziej stwierdziła niż zapytała. biedna bella, zawsze, kiedy mówiła, że jest już dorosła i sama potrafi sobie poradzić, wszyscy tylko przytakiwali jak małemu dziecku, a tak naprawdę nikt jej nie wierzył. założyła nogę na nogę, zastanawiając się czy naprawdę jest z nią nie tak, może jest za bardzo dziecinna, hm.

przechodziła tędy z reklamą jakiegoś horroru w dłoni, z racji braku planów na dzień postanowiła się wybrać. zapatrzona w karteczkę nie zauważyła ludzi dookoła, w sumie to nigdy nie zauważała innych, lecz słysząc głos jonathana podniosła wzrok, już wiedziała wszystko, w jej głowie ułożyło się coś w stylu, że ma kogoś i dlatego ją olewał i olewa nadal, uśmiechnęła się tylko pod nosem z nadzieją że jest z nią szczęśliwy. westchnęła cicho, wchodząc po schodkach pod drzwi kina.

- wcale nie. - rzekł, przykładając rękę do serca, jakby jej przyżekał, że jej wierzy i niesmiałby nigdy zwątpić, ale niestety jego łobuzerski uśmiech go zdradził, aczkolwiek jonathan nie uważał, żeby isabella była dziecinna, jak każdemu zdarzały jej się dziecinne zachowania, ale tylko czasami, co uważał za całkiem słodkie i miał coś jeszcze powiedzieć, żeby wyprostować jego nietaktowne zachowanie, które sprawiło, że bella na pewno utwierdziła się w przekonaniu, że uważa ją za dziecko, kiedy ujrzał elyse. zamknał usta, na których znalazł się szelmowski uśmiech, po czym podniósł się na ławce i krzyknął do niej, machając entuzjastycznie ręką, i co z tego, że wszyscy dziwnie na niego patrzyli. ;c

słysząc jego głos zmarszczyła nos i w sumie nie miała najmniejszej ochoty się odwracać, ale wymagała tego wieloletnia przyjaźń z owym czubem, odwróciła się więc na pięcie, odmachała mu z niezbyt szczerym uśmiechem i złapała za klamkę drzwi kinowych, czy jakoś tak.

zmarszczył i krzyżując ręce na torsie, posłał jej złowrogie spojrzenie, które zapewne wychwyciła kątem oka, którym na pewno na niego spoglądała, ciekawa jego reakcji, po czym nie mając zamiaru za nią ganiać, opadł na ławkę i uśmiechnął się do isabelli, wzruszając ramionami na jej pytające spojrzenie.

popatrzyła na elyse, której chyba nie kojarzyła, a potem na jonathana.
- hm, w takim razie to dobrze, że chociaż ty nie masz mnie za dziecinną - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. popatrzyła w niebo, pewnie ładne i czyste, znaczy może były jakieś białe chmurki, ale na pewno nie powodowałyby deszczu. zmrużyła oczy przed słońcem.

- a jednak mi wierzysz, świetnie. - uśmiechnął się ujmująco, nie zdając sprawy z tego, że jego słowa zabrzmiały dwuznacznie, a przynajmniej dla mnie, jego "świetnie", no ale cóż. wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i za nim sam zapalił, podsunął ową pod nos isabelli, trochę wściekły na elyse.

wzięła od jonathana papierosa, chociaż w zasadzie starała się nie palić, skoro chciała być lekarzem, którym i tak nie będzie, no ale cóż.
- tak, powiedzmy, że ci wierzę - powiedziała, zapalając sobie papierosa i oddała mu zapalniczkę. pewnie zauważyła, że jest wkurzony, czy coś takiego. - wszystko okej? - zapytała i zaciągnęła się papierosem.

- jasne. - rzucił, wkładając papierosa między wargi i zapalając go swoją zippo, czy też inną, Bóg wie, jaką zapalniczką, po czym schował paczkę papierosów do kieszeni i zaciągnął się dymem, dzięki czemu trochę się odprężył i rozluźnił.

spojrzała na jego złą twarz i nie lubiła gdy się złościł, stąd też jakże błyskotliwie stwierdziła, że musi tam podejść, mimo wszystko. usiadła po stronie jonathana, tak, żeby nie siedzieć pomiędzy nim a isabellą, ucałowała jego policzek i podała dłoń isabelli, - my się chyba jeszcze nie znamy, elyse - przedstawiła się, ze szczerym uśmiechem.

zaciągnął się papierosem, uśmiechając niemrawo w stronę elyse, bo jego złość wcale nie minęła, ale nie przeszkodziło, to temu, żeby założył psamo jej rudych włosów za ucho, po czym spojrzał na isabellę, która widocznie była zbita z tropu.

też się uśmiechnęła, całkiem miło, wyrzucając gdzieś tam papierosa, którego co prawda nie wypaliła nawet w połowie, no ale. uścisnęła jej dłoń.
- isabella - powiedziała, a potem zerknęła na jonathana, zastanawiając się, kim jest elyse. nie, żeby była zazdrosna.

jonathan dopalił papierosa, po czym przydeptał niedopałek, który wyrzucił. przeczesał dłonią swój artystyczny nieład, zastanawiając się, jakby tu rozkręcić trochę zgęstniałą atmosferę, ale dziwnie nic mu nie przychodziło do glowy, a jedynie obliczenia matematyczne, nad którymi siedział do piątej rano. podrapał się trochę nerwowo po policzku i uśmiechnął do oby dwóch dziewcząt równie uroczo.

chyba zauważyła zakłopotanie jonathana, więc pomyślała, że pewnie elyse nie jest zwykłą koleżanką, czy coś takiego.
- hm, to może ja już pójdę... - powiedziała niepewnie.

- nie no, co ty. - wymruczał, kładąc dłoń na kolanie isabelli w geście zatrzymania jej i uśmiechnął się łagodnie w jej kierunku. - zostań, nie ma takiej potrzeby. - dodał jeszcze, potakując głową. nieswojo się czuł, siedząc tak pomiędzy nimi obiema, ale cóż mógł zrobić, uśmiechał się tylko miło. miał jakiś mały plan, ażeby wstać i spoglądać na nie z góry, ale pewnie raziło by je słońce, pod które by stał, toteż siedział na tyłku, jak Bozia przykazała.

- więc - podrapała się po tyle głowy, - jak długo się znacie ? - wymusiła nikły uśmiech patrząc na nich, w sumie razem ładnie wyglądali a elyse już zastanawiała się czy stosownie będzie w jej przypadku ubrać się w czarną, długą suknię na ich wesele.

spojrzała na jonathana, nadal była zbita z tropu, a potem uśmiechnęła się do elyse.
- no, kilka lat - pokiwała głową. - a wy? - popatrzyła na nich, pewnie mając podobne myśli, jak elyse. ;d

jonathan spojrzał najpierw wielkimi jak spodki talerzy oczyma na elyse, po czym pytająco na isabellę, bo stosunkowo dość długo się znali, ale nie miał pojęcia jak długo, toteż odpowiedź pozostawił jej, uśmiechając się łagodnie, kiedy to wzruszał ramionami, a następnie to został całkowicie zbity z tropu owym pytaniem belli. westchnął tylko, cicho, spoglądając kątem oka na elyse.

wzruszyła ramionami, patrząc na jonathana, - od urodzenia chyba, nasze matki były najlepszymi przyjaciółkami, no, dopóki nie wyprowadziłam się z ojcem byliśmy jak rodzeństwo - uśmiechnęła się patrząc w jego kierunku, z oczami pełnymi wspomnień z tamtych lat.

- jak rodzeństwo - powtórzyła całkiem cicho. zastanawiała się, czy teraz dalej są jak rodzeństwo, ale miała wrażenie, że nie. no cóż, w sumie jonathan nigdy jej nic nie obiecywał, więc nawet nie miała powodu do zazdrości chyba, ale mimo to zrobiło jej się jakoś tak dziwnie, hm.

jonathan pokiwał twierdząco głową, uśmiechając się w stronę elyse, bo zapewne do niego też powróciły te wspomnienia, wspinaczki po drzewach, bo elyse lubiła takie rzeczy i zabawy w piaskownicy, jak i wrzucanie mrówek za sukienkę elysową, po czym roześmiał się, gdy usłyszał stwierdzenie isabelli: "jak rodzeństwo". - raczej teraz niebardzo, jak rodzeństwo. - rzucił, mrugając w stronę belli i odruchowo, niekontrolowanie, złapał elyse za dłoń.

spojrzała na niego unosząc lewą brew, w sumie nie bardzo wiedziała o co mu chodzi, ale jakoś nie mieszała mu już, co się stało to już się nie odstanie. wzruszyła ramionami patrząc na isabellę, ze słowami na ustach "zupełnie nie wiem o co mu chodzi!"