Amager Strandpark

dla niego wcale nie było błahą rzeczą to, że kochana młodsza siostrzyczka wyciąga go z domu, po czym mówi, że jednak nie może przyjść. najchętniej pewnie wysłałby ją z powrotem do los angeles i miał święty spokój. wsunął telefon do kieszeni jeansów i usiadł jakoś wygodniej na ławce, po czym zaczął się przypatrywać mercedes. patrzył tak dobrą minutę, bez żadnego skrępowania, ani nic takiego i najwyraźniej nie miał zamiaru odwrócić wzroku.

ojezu, odwróciła się do niego i też zaczęła się gapić. - czy z łaski swojej mógłbyś się tak nie patrzeć, może mnie to krępuje ke? - zapytała i sama się poirytowała, a chwilę temu dziwiła się poirytowaniu chłopaka, ehe pokręciłam. odłożyła książkę na bok. i jej wzrok znów pognał w stronę eliaha. - a może mam coś na twarzy,że nie możesz od tego oderwać wzroku ? - odruchowo złapała się za usta i podniosła brwi ze znakiem zapytania nad głową.

roześmiał się, widząc jej reakcję. śmiał się tak przez dobrą chwilę, widocznie bardzo go rozbawiła. jednak nadal nie oderwał od niej wzroku.
- przepraszam - powiedział w końcu. - nie, nie masz nic na twarzy. po prostu jesteś urocza - wzruszył ramionami i przestał w końcu się na nią gapić. dla odmiany spojrzał na jakąś blondynkę w kusej spódniczce. cały eliah, no cóż, no cóż!

pokazała na oko. - widzisz tu gołą babę ? urocza? phi też mi coś. - teraz w zamian ona zaczęła się śmiać. odgarnęła włosy ręką do tyłu. - niech ci będzie. - powiedziała ze śmiechem i oparła się o ławkę plecami. patrzyła na wodę, nie gapiła się (tak jak osobnik obok) na jakieś panny w kusych spódniczkach, nie no stop ona NIE patrzyła na jakichś maczo men.

- nie wierzysz mi? - zapytał, przestając gapić się na ową pannę i przenosząc wzrok z powrotem na mercedes. zawiesił wzrok na jej nogach. - mówię prawdę - powiedział i wyciągnął z kieszeni telefon, żeby sprawdzić godzinę. było wcześnie, ale dobijało go to, że prawdopodobnie reszte dzisiejszego wieczoru spędzi samotnie w domu, biedny eliah.

- dlaczego mam ci wierzyć ? - zapytała. - wiesz różni na tym świecie dowcipnisie żyją. - stwierdziła wzruszając ramionami i przykładając do ust dwa palce, palić jej się zachciało chociaż nie pali już tydzień! rekord. no tak więc siedziała cicho i czekała na chamską odpowiedź.

- możesz mi wierzyć na słowo - położył rękę na sercu. - że nie żartowałem. na dowód tego zapraszam cię na drinka - uśmiechnął się łobuzersko. no cóż, patrząc na to, że to eliah, to zapewne miał już wobec mercedes jakiś plan! - a tak w ogóle to jestem eliah - dodał, bo chyba się nie przedstawił.

- mercedes. - odpowiedziała. - na drinka mówisz ? hm, zastanowię się. dobra mogę iść. - zaśmiała się, uznała,że raczej drink jej nie zaszkodzi w ramach rozsądku się napije. chyba,że człeniu przed nią ma w kieszeni pigułkę gwałtu i o boże - pomyślała o tym najczarniejszym, wyrzuciła te złe myśli z głowy i tak patrząc na eliaha uznała,że na pewno nie specjalizuje się w pigułkach, hyhy.

bez przesady, pigułek gwałtu nie ma! ma inne sposoby. poszli zatem i zacznę.

spoczko.:d

mogą się znać, ale ty dziś myślisz jak się poznali, skoro ona w kopenhadze jest zaledwie 2 miesiące. a może aż:d
siedziała na jakiejś ławce, bo na tym chodniczku musiała być jakaś ławka i wpatrywała się w wodę. cieszyła sie, iz znalazła kolejne ładne miejsce w kopenhadze. a więc nie było tu tak źle jak jej sie zdawało na początku. wertowała przewodnik po kopenhadze, bo to nieodłączny towarzysz podróży joy po tym mieście. jej orientacja w terenie była równa zeru.

- kasper - uśmiechnęła się do niego szeroko, zadowolona, że widzi znajomą twarz. - na mieście dobrze mówią, tylko nie wiedziałam, którego bohatera wezwać - mruknęła, zagryzając dolną wargę w geście bezradności, ale za to jakże seksownym. a superbohaterów miała kilku, bo każdy nowo poznany kolega obiecywał jej pomoc jeśli się zgubi. pomyślała, że to dobra metoda na podryw, udawanie zbłąkanej duszy. chociaż ona naprawdę nie umiała prawie nigdzie trafic, a przynajmniej nie tam gdzie chciała.

- zawsze lubiłam duszka kaspra, był taki uroczy - stwierdziła, uśmiechając sie do niego - ale no dobra, możesz robić za mojego najulubieńszego superhero, jeśli tamci cię nie zdetronizują - mrugnęła do niego, po czym poklepała miejsce obok siebie, żeby usiadł. czuła sie jeszcze mniejsza niz normalnie, kiedy tak nad nią stał. - mam taką nadzieję - dodała jeszcze, w odpowiedzi na jego ostatni komentarz.

- nie, to był kasper, na pewno - odrzekła pewnie, lubiła oglądać bajki będąc dzieckiem - a mam jakąś możliwość wyboru? bez ciebie pewnie tu zginę, wiec nie. spadłeś mi z nieba, jeśli wierzyć w takie rzeczy - rzekła, spoglądając na niego spod firany długich rzęs i posłała mu całkiem miły uśmiech, odgarniając pasmo długich włosów.

- ja tego nie powiedziałam - uśmiechnęła się, dla niej kasper był miłym chłopcem, trochę aroganckim, ale miłym. i chętnie służył jej pomocą, może nie tylko dlatego, ze miała długie nogi i była ładna...........okej, mogła się dalej oszukiwać. to tylko joy. - nie dzięki, mam swoje - odparła, wyciągając z torebki swoje wiśniowe djarumy. paliła tylko smakowe. - oczywiscie, że wykorzystamy. poddaje się całkowicie tobie, z moją orientacją daleko nie zajdziemy - uśmiechnęła sie nikle, nie zdając sobie sprawy jak to wszystko mogło zabrzmieć. jej wypowiedź miała dwa dna, ale krejzolkowo:) wyciągnęła jednego papieroska ze swojej paczki, może nawet pozwoli mu go podpalić.

- proponujesz nieletniej alkohol? - uśmiechnęła się promiennie - mam ochotę na danielsa. i moje papierosy nie śmierdzą, lubię je - wzruszyła chudymi ramionkami, jej ten zapach nigdy nie przeszkadzał. zaciągnęła się dwa razy i dla świętego spokoju zagasiła papieroska, przydeptując go podeszwą swojego konwersa - teraz lepiej? - zapytała, wstając i poprawiając swoje rurki, a właściwie otrzepując tyłek.

- o nie, jeszcze żaden chłopak nie powiedział, że śmierdzę, nawet papierosem. nikt mi tego nie powiedział - skrzyżowała ręce na piersiach obruszona, pachnęła ładnie, bo używała kleina 'one'. powinien to docenić, bo to zapach unisex <3 - djarumy nie śmierdzą - zmrużyła oczy - co do danielsa, to obojętnie mi z czym - wzruszyła ramionkami.

- spadaj, kasper - mruknęła tylko, nadal krzyżując ręce na piersiach, ale wcale mu nie uciekła - to gdzie idziemy na tego danielsa? - zapytała, to on miał być przewodnikiem, nie ona.

eliah spacerował sobie po chodniczku. kończył właśnie palić skręta, pierwszego dzisiaj, brawa dla niego! i rozmyślał, bo właściwie wypadł trochę z obiegu, wyskoczył sobie na parę dni do nowego jorku i kompletnie nie wiedział co tu się dzieje. ;c

jelka zapewne siedziała na ławce i paliła sobie vogue'a bawiąc się aparatem fotograficznym. zobaczyła eliah'a i pewnie podskoczyła do niego i złapała go pod ramię - hej eliah - oczywiście to było tylko przyjacielskie.

a nasz kochany eliah był chyba odrobinę zakręcony po tym skręcie, więc na początku nie skojarzył jelki wcale a wcale, ale zaraz się uśmiechnął. - cześć - powiedział i nachylił się, żeby pocałować ją, w policzek oczywiście. - co słychać?

- wszystko dobrze - powiedziała zaciągając się papierosem i mrugając - robiłam zdjęcia tamtej parze staruszków - i wskazała głową w stronę starszej pary - fajni są. a co u ciebie? - spytała grzecznie.

- nic ciekawego, w sumie nie było mnie tu kilka dni - powiedział i objął jelkę ramieniem, jak to miał w zwyczaju. - a poza tym, że fotografujesz parę nieznanych staruszków, którzy mogą cię prawdopodobnie o to zaskarżyć, to co nowego? - zaśmiał się.

- cały czas latam po mieście z aparatem, więc wczoraj się zgubiłam w jakiejś dzielnicy, gdze każdy chciał mnie zgwałcić - uśmiechnęła się dzielnie - ale sobie poradziłam. a mojej cioci urodziły sie kangury na fermie w perth - popatrzyła się na eliah'a wesoło - a gdzie byłeś jak cię nie bylo?

- musisz uważać, gdzie chodzisz, jelka - pouczył ją. - martwię się o ciebie - powiedział całkiem przekonująco. pomińmy już fakt, że obecnie martwił się o każdego, nawet o pana, który właśnie pił nie wiadomo którą butelkę wódki gdzieś niedaleko nich. - w nowym jorku, musiałem sobie wszystko poukładać - wzruszył ramionami.