Przed budynkiem

na pewno były tu jakieś ławki, murki czy inne miejsca, gdzie można było siedzieć. usiadła więc gdzieś na ławce, zapomniała po co tu przyszła. wcześniej padało, ona biedna nie miała parasola, więc zmokła.

nie mam pojęcia, co marcus robił tu w tych godzinach. może liczył na, jakieś miłe uczennice - kujonice, które często o tej godzinie się tu szwędały, a były całkiem zgrabne, toteż wszedł na dziedziniec i mrużąc lekko oczy, ażeby ujrzeć lepiej, jakieś zarysy, bo zaczynało się ściemniać, zagłębił się alejką wzdłuż budynku. w ręku trzymał djaluma, którym zaciągnął się, spoglądając w niebo, gdy kątem oka, wychwycił siedzącą na ławce sadie. przyjżał jej się z owego dystanstu, w którym stał i uznał, że wcale nie wygląda na jedną z tych pilnych uczennic, ale uroda jej dopisuje, totez postanawił podejść, co też uczynił. - cześć. - rzucił, siadając obok, nawet nie spytawszy o pozwolenie.

-cześć, która jest godzina, wiesz może?-obejrzała go dokładnie ale jednak dyskretnie. niby mogła zobaczyć sama, która jest, ale telefon najczęściej zostawiała w domu i nie lubiła nosić zegarków na nadgarstkach, twierdziła, że to okropnie niewygodne.

spojrzał na swój szpanerski, roleksowy zegarek. - dwadzieścia, po dziewiątej. - bo przynajmniej taka godzina u mnie. xd rzekł, uśmiechając się przyjaźnie, po czym zaciągając się ostatni raz papierosem, wyrzucił niedopałek i zgniótł go podeszwą swojego czarnego conversa. - a śpieszysz się, gdzieś? - spytał, przybliżając się nieznacznie, uprzednio wypuszczając w górę dym tytoniowy, po czym uśmiechnął się ujmująco i całkiem seksownie.

-nie, ale lubię wiedzieć, która jest godzina-nie mogła zrozumieć, dlaczego nie nosi ze sobą zegarka czy telefonu, skoro lubi to wiedzieć-dużo palisz? wiesz, że od tego możesz umrzeć?-sama też paliła, ale tylko kiedy czytała coś naprawdę interesującego.

uśmiechnął się pod nosem, drapiąc niezgrabnie po policzku. - owszem dużo palę i wiem, że szkodzę tym sobie, jak i również tobie. - mrugnał do niej, uśmiechając się ujmująco, po zawiesił swój wzrok w jej oczach z nadzieją, że jej to nie speczy, ale w razie czego liczył na swój zniewalający uśmiech i siłę przekonywania, jak i pełne skruchy, przeprosiny.

-powinnam kupić sobie takie naklejki 'nie pal przy mnie' i przykleić- nie speszyło chyba nawet. uśmiechnęła się szeroko-widziałam gdzieś ostatnio takie, słodkie były. z takim brązowym misiaczkiem na środku-gestykulowała trochę, starając się opisać jak wyglądały te naklejki.

potakiwał, kiedy ona tak strasznie dużo mówiła, co w sumie mu nie przeszkadzało, ale też nie radowało. - a gdzie widziałaś te naklejki? - zaooponował, uśmiechając się z zaciekawieniem, bo lepsze to, kiedy dużo mówiła, niż nieustająca cisza, aha.

-nie pamiętam, chyba w sklepie z zabawkami, albo w aptece-myślała intensywnie-chciałam je kupić, ale nie noszę ze sobą pieniędzy-nosiła dużą torbę, wypchaną książkami. pieniędzy nie nosiła dlatego, że zapominała. zawsze kiedy widziała coś superekstrafajnego, okazywało się, że nie ma czym za to zapłacić.

- niedobrze. - skwitował, kręcąc głową z dezaprobatą, po czym przysunął się do niej dość znacząco, uśmiechając przy tym łagodnie. spojrzał na ową, dużą torbę leżacą za nią. - w takim razie, co nosisz w tym worku? - spytał, unosząc w górę lewą brew, dość znacząco i zarazem pytająco. miał nadzieję, że wybaczy mu tą zniewagę, ale sam nie wiedział, co czyni mówiąc "worek".

-to nie jest worek-zrobiła jakąś śmieszną, pseudo obrażoną minę, wciągając torbę na kolana-tu mam książki, bardzo lubię czytać-ale miała bardzo mało książek w domu, głównie dlatego, że zawsze zapominała pieniędzy. wszystkie książki, które czytała pochodziły z bibliotek. chyba, że ktoś jej jakąś dał.

- wybacz. - wymruczał, udając zmieszanego i wydął dolną wargę w geście skruchy. - jak mogę ci wynagrodzić to niedopatrzenie? - zaoponował, przyglądając jej się pytająco i niewinnie. posłał jej uroczy uśmiech w stylu nieśmiałego pięciolatka, po czym dodał jeszcze, że książki to ciekawa rzecz, choć w sumie prawie wcale ich nie czytał, co zachował dla siebie.

//zwwwwwwww.

-będziesz dziś nosił ten worek, jest strasznie ciężki-zawsze znajdywała, tak się pisze?, sobie kogoś, kto nosił jej wszystkie książki tam, gdzie chciała. jej koleżanki zawsze to przerażało, bo myślały, że albo ona jest jakąś czarownicą, albo daje się im wszystkim przelecieć.

prawdopodobnie, tak się pisze.
- nie ma sprwy. - rzekł, uśmiechając się lewo kącikowo, wystawiając po owje stronie rząd swoich białych i równych zębów. - więc, gdzie podąrzamy? - zaoponował, biąrąc w ręce torbę sadie.

chciała mu powiedzieć, że ma superładne zęby, ale przemyślała to i zachowała dla siebie-możesz mnie odprowadzić do domu. tak, to świetny plan-uśmiechnęła się szeroko do marcusa-chyba, że nie masz czasu-stwierdziła, że to w sumie bardzo możliwe i prawdopodobne.

- tak się składa, że owy posiadam i nie wybaczył bym sobie, gdybym puścił cię teraz samą i coś by ci się stało, a plan owszem, świetny. - skwitował, uśmiechając się ujmująco, po czym wstał z ławki i założył faktycznie ciężką torbę na ramię. - więc prowadź. - dodał, wyciągając w jej stronę rękę, ażeby pomóc wstać jej z ławki i zaczni. ;x

tak jak julien... ;d dobra, mniejsza, nanou akurat przechodziła obok uniwerku, ubrana w wysokie gladiatorki i lekką krótką spódniczkę, która co jakiś czas jej powiewała w górę. włosy miała w totalnym bałaganie, a na nosie ogromne okulary. szła nawet szybciej niż zwykle, z głową w telefonie, spiesząc się!

na początku zabrała się do ucieczki, jednak kiedy rozpoznała dobrze znany jej zapach bastiena, szybko się rozmyśliła i położyła swoje dłonie na dłoniach chłopaka, które bądź co bądź spoczywały aktualnie na jej chudym brzuchu. - bastien, kretynie - wymruczała gdzieś do jego policzka, obracając głowę ku niemu właśnie. zawsze, zawsze obrażała go wszelkimi epitetami, ale i tak bastien dobrze wiedział, że go lubi. - panienka spieszy się na spotkanie ze znajomymi ze szkoły, hm, a ty stoisz tu i czekasz na jakieś seksowne studentki?

zdziwiła się, jego nagłym przypływem namiętności, aczkolwiek wcale jej to nie przeszkadzało i teraz, stojąc obok niego, wsunęła jego rękę pod jego, uśmiechając się niebanalnie szeroko. przejechała wolną dłonią po jego ramieniu. - przestań pieprzyć i zabierz mnie stąd - ucięła stanowczo, z nutką seksapilu w głosie. - najwyżej julien cię zabije.

ojej <3 mniejsza, cinn stała gdzieś z boku uniwerku, ubrana niezwykle kobieco i seksownie, paląc spokojnie swojego waniliowego slima. uśmiechała się drwiąco do przechodniów, którzy mijali ją ze sceptycznym spojrzeniem i czekała na jakąś taryfę. co chwilę dotykała swój palec, gdzie niegdyś znajdowała się obrączka, by się nią pobawić. no ale cóż, to już nie te czasy.

o bastien i nan ;d więc pewnie szedł sobie marcel do koleżanki po papierosy, bo mu obiecała dac parę jak będzie grzeczny xd więc, spotkał sobie cinn i podszedł do niej i tylko przekrzywił delikatnie głowę. - eee, hej - mruknął. na razie musze się wczuc!

marcel sprzedaje się za papierosy xd żartuję, cinn była pewnie w trakcie patrzenia na jakiś męski tyłek, kiedy marcel bezczelnie wszedł jej w kadr. zmierzyła go chłodno, jednocześnie cholernie się denerwując, albo ekscytując, w każdym bądź razie dostała jakiś palpitacji serca, czy podobnych. - aha - rzuciła lodowato, przenosząc swój wzrok na drzewo za nim. zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym wprost na jego twarz. chyba ma prawo go nienawidzić za to, co jej powiedział? i za to, że nie są już małżeństwem też! - cześć.

- ej, cinn, co ci jest, w ogóle co? zamierzasz mnie zabic czy jak? o mało co mnie nie udusiłaś, wiesz o tym? - burknął w ogóle niemiło i tylko oblizał usta. przeczesał palcami włosy i tylko spojrzał się dookoła. - czekasz na coś, kogoś, z kimś bez kogoś? na taksówkę, tudzież na samolot, wiesz? - zapytał się jej i tylko znowu oblizał usta, on i jego uśmieszek, który pewnie uwielbiała, przekonywał ją zawsze do niego