Planetarium

no tak. a właściwie taki jeden o którym pisano w gazetach, że zgwałcił dziewczynę w lesie! oj, ktuż by to pomyślał. że w kopenhadze - ależ oczywiście - pokiwał głową i odprowadził ją do domu po czym szybko uciekł do siebie bo też się bał gwałcicieli! i lecę...

marcel stał sobie pod planetarium i palił blunta, zapewne czyhając na jakąś młodą laskę, którą poderwie i wreszcie będzie mógł zdradzić swoją znienawidzoną żonkę, xd

dzięki! xd cinnamon pewnie wracała z jakiegoś mini melanżu, pachniała dobrą wódką i trawką. w każdym bądź razie ubrana w jakąś kusą sukienkę hippie, przechadzała się po planetarium w celu bliżej nieokreślonym. pewnie nie chciała wracać do swojego męża, więc robiła wszystko, by wrócić wtedy, gdy on będzie już spał! xd

tak, oni oboje sie nienawidzili! więc podszedł do niej i pocałował z premedytacją w sam środek ust. - witaj kochanie moje najsłodsze, widzę ze wracasz z kolejnej imprezy. dobrze sie chociaż bawiłaś? a może poślubiłaś jakiegoś kolejnego miłego młodzieńca? - zapytał się jej ironicznie, dla niego była zupełnie taka w ogóle obca i nic dla niego nieznaczyła. była przygodą, którą kiedyś wykorzystał. a potem byli już tylko małżeństwem. więc wcisnął ręce w swoje kieszenie i patrzył się na cinn.

to jest krejzolskie xd w każdym bądź razie cin odskoczyła od niego, pospiesznie wycierając dłonią swoje wilgotne wargi i tylko skrzywiła się, widząc, że to marcel. - boże, idioto, wystraszyłeś mnie - mruknęła tylko i pewnie rzuciła się na niego z rękoma, dała kilka pięści w jego klatkę i w końcu się poddała. zmierzyła go chłodnym spojrzeniem. - nie interesuj się, okej? i nie mów do mnie kochanie - syknęła. - nie powtórzę tego błędu co z tobą, powell. swoją drogą o tej porze pewnie czaisz się na jakieś łatwe kobiety, co? - zaszydziła!

- bardzo chętnie. nawet potem i tak ci nie uwierzy że cię zdradziłem, bo pobraliśmy się w jakiejś durnej kaplicy na przedmieściach. mam ochote jak cholera poderwać jakąś młodą dziewczynę. ale skoro już pani powell w końcu pojawiła się w moim obrębie, to proszę bardzo. moze pójdziemy do domu. - zaproponował, okej, może niezbyt mile, nie był dla niej przecież bardzo miły. spojrzał się na nią i tylko oblizał usta. - kochanie, jesteś moją żoną a na ręce masz nadal tą obrączę - wskazał na jej palec.

- do domu, gdzie wszędzie walają się twoje skarpetki i trawka? nie, dziękuję - warknęła, okej, ona wcale nie była taka święta! też zostawiała po sobie puste paczki po mentolach i bieliznę. no cóż, w każdym bądź razie przejechała seksownie palcem po jego obojczyku. - ależ niech pan się nie krępuje z tym podrywaniem i zdradzaniem, panie powell - mruknęła, siląc się na seksowny ton głosu i zaraz wyszczerzyła się cwaniacko. - obrączkę? zaraz mogę ją zdjąć - powiedziała, jakoś bez przekonania, chyba się trochę do niej przyzwyczaiła!

- dobra, pani powell. cicho, idziemy do domu! - powiedział i pociągnał ją w stronę domu. i zaczniesz <3