Luux Copenhagen

velvet siedziała przy barze, posyłając barmanowi, który nalezał do tych ładnych barmanów ze schludnymi fryzurami, zalotne spojrzenia i uśmiechy, ktory tamten cały czas ignorował, więc, jak valvet stwierdziła, musiał być gejem. powoli popijała swoją pinacoladę (druga już tego wieczoru, ale raczej nie ostatnią), szukając dookoła jakiegoś obiektu, godnego obserwacji. trudne zadanie.

marcus również siedział przy barze, kilka, obrotowych krzeseł na lewo od velvet i popijał swoje brandy, flirtując - nigdy nie wiem, jak się to pisze. xd - z jakąś ładną siedemnastką, która się dosiadła.

prawie dala za wygraną, ale kiedy dopijała zawartość swojej wysokiej szklanki przyozdobionej jakimś śmiesznym plasterkiem cytryny, czy innego cytrusowego owoca, zauważyla marcusa, który wydał jej się znajomy. ach tak, wytężyła umysł i stwierdziła, że chyba faktycznie mieli okazję się poznac kiedyś tam, gdzies tam, więc wzieła w garść swojego drinka i przeniosła się o te kilka stołków barowych, w stronę marcusa, obok którego zaraz usiadła i odchrząknęła. doskonale wiedziała, że była ładniejsza i fajniejsza od głupiej małolaty, której bez przerwy gapil się w cycki, których, notabene, nie miała. tak, tak, bo velvet przecież miała się czym chwalić.

marcus spojrzał przez ramię na chrząkającą na niego osobę i uśmiechnął się pod nosem i musnął zaledwie siedemnastkę w kącik ust, powiedział, że musi ją przeprosić, bo właśnie przyszła jego dziewczyna, a kiedy ona rozanielona owym "pocałunkiem", usłyszała owe drastyczne słowa, uciekła z płaczem z klubu - biedna. marcus dopił swoje brandy i zamawiając następne, odwrócił się w stronę velvet z pytaniem, czy czegoś jej nie zamówić, po czym stwierdził, że gdzieś ją już spotkał, ale nie był pewien, czy aby na pewno.

- zamówić. kolejną pinacoladę, dzisiaj wieczór o smaku ananasowo-kokosowym - uśmiechnęła się do niego i odgarnęła za uszy swoje długie włosy, pachnące diorem; oblizała usta, które smakowały pinacoladą, zmierzyła marcusa wzrokiem, miała niezlą pamięć do twarzy, zaraz pokiwała głową. - spotkaliśmy się już kiedyś. jestem velvet, ty jesteś marcus, prawda? - teraz sobie przypomniała, on nie zabrał jej na kawę, ale chyba teraz będzie musiała mu to wybaczyć, by postawił jej kilka słodkich drinków.

roześmiał się, odchylając bezwiednie głowę do tyłu, co całkiem miło wyglądało, bo również przypomniał sobie owe zdarzenie, kiedy powiedziała mu swoje imię, po czym usmiechając się dziarsko, zamówił jej pinacoladę. przeniósł wzrok na nią i pokiwał głową z aprobatą. - dokładnie, moja droga, velvet. - powiedział, miło akcentując jej imię i podparł policzek na łokciu, który zaś wsparł o blat baru i uśmiechnął się szarmancko.

upiła spory łyk swojej pinacolady, uśmiechając się jednokącikowo do marcusa, któremu przyglądała się spod przymrużonych powiek, jedną dłonią próbując wygładzić swoją spódniczkę. pewnie próbowała ją cichaczem jeszcze trochę podciągnąć, by pokazać więcej swoich długich nóg bez grama zbędnego tłuszczu. - więc jak leci, marcusie? - spytała. - czemu twoja znajoma - miała tu na myśli oczywiście ową małolatę, która uciekła z klubu - od ciebie uciekła w takim popłochu?

uśmiechnął się pod nosem, po czym spojrzał na velvet spod szklanki z trunkiem. - chyba zostawiła włączone żelazko. - skwitował, uśmiechając się ujmująco, po czym odpowiedział, że u niego całkiem przyjemnie i nie omieszkał także spytać, co u niej z łagodnym uśmiechem.

sorry, że tak długo.

chwilę się zastanowiła, co stanowiło dla niej niemały wysiłek, w zasadzie chętnie by się wylączyła, tak nie chciało jej się nic robić. no, może miała ochotę na kilka rzeczy, w tym między innymi na marcusa, ale póki co nie mówiła o tym głośno. wszystko w swoim czasie, ta? - wszystko w porządku. to znaczy w zasadzie nic ciekawego, stęskniłam się za miłym towarzystwem i w ogóle.. - uśmiechnęła się. oczywiście jego towarzystwo miała na myśli, mówiąc o miłym.

uśmiechnął się szelmowsko, bo odczytał ten podtekst i nachylił się nad nią, po czym wymruczał do jej ucha, że jemu też takowego brakowało i musnął wargami jej policzek, gdzieś w tych okolicach. dopił swój trunek i odstawił pustą szklankę na blat baru, uśmiechając się łagodnie. - więc moja droga, velvet - rzekł, uśmiechając się ujmująco, ponownie akcentując miło jej imię. - może pójdziemy do ciebie, bo strasznie tu tłoczno. - wymruczał, ponownie do jej ucha, żeby lepiej go słyszała, prawda, nie omieszkał też seksownie się uśmiechnąć.

zmrużyła nieco oczy, w zasadzie chętnie nigdzie by nie szla, tylko zaciągnęła go do cholernej klubowej toalety, ale skoro już o przenoszeniu się do niej wspomniał, to dopiła błyskawicznie swojego drinka i zsunęła się z barowego stołka, by poprawić swoją spódniczkę. - tak, możemy iść. tam będzie zdecydowanie przyjemniej - zauwazyła, uśmiechając się jednokącikowo. i chyba poszli, zacznę.

dochodzę do wniosku że to jest jakiś klub czy coś ;d
podeszły z heather do baru, przy którym to usiadły i blanka z marszu zamówiła cranberry, do którego to słomki przyssała się, zaraz po otrzymaniu i patrząc wesoło na heather - hmm, to było coś, czego potrzebowałam - westchnęła z ulgą.

- taak - pokiwała głową, biorąc do ręki słomkę ze swoim przyjemnym, kolorowym drinkiem. - w sumie mój strój tu chyba nie pasuje - popatrzyła na swoją zwykłą, czarną podkoszulkę, jeansy rurki i trampki. - ale co tam - machnęła ręką. - chyba nie przyszłam tu na podryw - roześmiała się, podkreślając słowo 'chyba'.

- chyba -powiedziała również podkreślając to słowo - oszalałaś. spójrz na tamtych gości pod ścianą, mogę się założyć, że postawią ci drinka. - i zamachała nogami obutymi w trampki - zresztą spójrz na mnie - powiedziała ze śmiechem wskazując na swój strój wściekło fioletową tunikę i legginsy w kolorze żółtym.

obejrzała się w stronę, w którą wskazywała blanche i uśmiechnęła się uroczo do owych chłopaków.
- taak, ale żaden z nich nie jest w moim typie i żaden nie wygląda na takiego, który grałby na gitarze - roześmiała się. - hm, zresztą, wcale nie chyba. wolę, kiedy to mnie podrywają - puściła jej oczko i napiła się drinka.

więc, jamie wszedł i siadając przy stoliku zamówił jakiś alkohol i rozglądał się w poszukiwaniu swojej nieokrzesanej siostry. w końcu stwierdził, że znowu gdzieś zaginęła i zaczął przeglądać jakiś dziennik, który ktoś zostawił na stoliku.

blanche pewnie poszła do toalety, czy coś takiego, albo poszła całkiem, nie wiem w sumie. w każdym razie heather siedziała sama. zauważyła jamiego i postanowiła do niego podejść, wcześniej dokańczając swojego drinka. bo się znają, co nie? chyba tak.
- cześć - uśmiechnęła się, siadając obok niego, a wcześniej całując go na przywitanie w policzek.

-heather, cześć-uśmiechnął się na jej widok. zresztą on zawsze promieniał widząc ją. nie wiedział czy to spotkanie po latach czy przypomnienie o dawnej miłości, ale zapragnął pocałować ją raz jeszcze, tym razem tak na serio. -nadal śliczna-wymruczał przekrzywiając głowę i przyglądając się jej.

zmarszczyła lekko nos i się uśmiechnęła.
- jasne, zaczekaj, bo ci uwierzę. lepiej mi powiedz co nowego u ciebie? - poprawiła włosy, przyglądając mu się z uśmiechem. dawno się nie widzieli, pewnie się za nim stęskniła i takie inne!

-starzeję się i szukam siostry. no bo przyjechałem tu za nią. rodzice stali się nie do wytrzymania.-wywrócił teatralnie oczami. zamówił następnego drinka i się do h. przybliżył.

- starzejesz się? - uniosła brwi. - w takim razie ja starzeję się jeszcze szybciej, bo jestem od ciebie o rok starsza, pamiętasz? - zaśmiała się. - więc kristen znów się gdzieś zapodziała - pokiwała ze zrozumieniem głową i też zamówiła sobie drinka.

haha, o boże, spędziłam w łazience godzinę z hakiem
tak więc pewnie wypadła z tej łazienki i powróciła do heather - o cześć -powiedziała na widok jamie'ego (jak jamie oliver, moja miłość) - zapoznasz nas? - spytała heather retorycznie.

- jasne. to jest blanche, moja koleżanka, a to jamie, mój - zastanowiła się jak go nazwać. - kolega - powiedziała w końcu, uśmiechając się. bo przecież nie powie 'moja była miłość', dziwnie by to zabrzmiało.

nie czemu?
- miło mi - powiedziała całkiem szczerze i uśmiechnęła się do jaimie'go wyciągając do niego łapkę - przepraszam na chwilkę, ale pójdę zamówić kolejnego drinka - głównie po to żeby zaobserwować, jakie są ich stosunki. b ona jest takim agentem jak pepe pan dziobak!