Przed budynkiem

jestem głodna... cinn tylko zrobiła parę kroków w tył, by tam swobodnie rzucić papierosa pod swoje stopy i przydepnąć go podeszwą buta. parsknęła. - chyba ty sam powinieneś wiedzieć o co mi jest, hm? - zapytała oschło, aczkolwiek wcale nie aż tak niemiło, to wszystko przez ten jego uśmiech. właściwie pomyślała, że ani razu się nie kochali, a teraz kiedy nie są już małżeństwem (bo nie są, prawda?) tym bardziej nie będą się pieprzyć. odgarnęła swoje sprośne myśli wraz z opadającymi na twarz włosami. - czekam na taksówkę. podobno.

- ah tak, ale wiesz, jest już w sumie bardoz bardoz późno, jak ktoś cie porwie, będę miał cię na sumieniu, a potem jeszcze twoi rodzie mnie będą za to ganiali, że nie dbam o byłą żonę i w ogóle! - powiedział z uśmiechem i tylko oblizał usta. - nie jesteśmy małżeństwem, nic dalej nie pamiętam, a co, zrobiłem ci coś jeszcze? jak tak, to z góry przepraszam, byłem kompletnie pijany i niezbyt dobrze pamiętam moje monologi - westchnął głośno i tylko zaciągnął się jej papierosem.

wzruszyła chudymi i odsłoniętymi ramionami, powstrzymując się od komentarza na temat palenia JEJ papierosa. zmrużyła oczy. - jest wcześnie, marcel. poza tym rodzice ze mną nie rozmawiają, a do hotelu mam blisko, więc wyluzuj - uśmiechnęła się kpiąco i poprawiła ramiączka swojej sukienki. hm, z przesadną seksownością! - chodzi mi o całokształt, dobrze wiesz, albo i nie wiesz, że nie udobruchasz mnie jakimś głupim przepraszam - chociaż pewnie tak właśnie będzie, ale cisza, póki co.

- nie, czekaj, na prawde... cholera. mogę cię zabrac na kolację, co? - zapytał się jej i pewnie zaczniesz, w restauracji. wybierz.