Holmen's church

czarli jak zwykle nie mógł spać. odkąd zdechła jego ukochana rybka ciri śniły mu się koszmary, co noc, o tej samej porze 2:34, więc dzisiaj postanowił nie kłaść się w ogóle spać. z amerykańskich filmów dowiedział się, że przypadki kiedy czyjaś dusza kogoś nawiedza zdarzają się często i trzeba za taką zagubioną duszę się pomodlić, a wtedy sama odejdzie. tak więc czarli postanowił przyjśc do kościoła w nadzieji, że bóg(nie Bóg) wysłucha jego prośby i zabierze od niego przeklętą duszę złowieszczej rybki. usiadł sobie grzecznie w ostatniej ławeczce z wygodnym oparciem i chyba próbował przypomnieć sobie jakąś modlitwę. ostatni raz w kościele był na swoich chrzcinach i pamiętał tylko to, że próbowano go utopić w śmierdzącej wodzie.

za to kari, która była poganką i prawdziwą zbereźnicą przyszła do kościoła tylko dlatego, że była już pijana i troszkę zjarana, miała niewygodne buty i było jej strasznie zimno. czytała, że ze świątyni nie można wywalić żadnej potrzebującej duszyczki i pomyślała, że jej pewnie też nie wywalą, a przynajmniej trochę się prześpi, czy też zyska jakiś wspaniały spokój ducha. chwiejąc się i modląc w duchu żeby nikt jej nie przyłapał i nie powiesił na ołtarzu dowlokła się do ławeczki czarliego, nawet go nie zauważając. poza tym nie chciała przeszkadzać temu bogobojnemu chłopcu w modlitwie.

nie chciał pozwolić żeby jakaś pijana małolata przerwała jego duchową sesję z samym bogiem tudzież jezusem albo z którymś świętych z jego bandy. zamknął oczy opierając czoło o drugą ławkę, powiedział pięć razy w myślach amen i skończone! czarli był naprawdę z siebie dumny i przekonany, że jego wykańczająca modlitwa skierowana do tak sławnej osoby coś da. obrócił się w lewo i przekonany był, że zobaczy jakieś rozkładające się zwłoki, które ktoś tutaj przyniósł albo jakiegos obrzydliwego żula spod jego kamienicy co to co noc zapraszają niewinnego czarliego na imprezę do monopolowego. potrząsnął głową, na tej samej ławce siedziała kari, którą zapewne znał z fakultetów dotyczących fizyki jądrowej-dobrze się bawisz?-uniósł lewą brew w rozbawieniu. wiedział z telewizji, że w kościele przesiaduje wielu napalonych księży i łatwo mogliby zgwałcić taką ładną dziewczynkę.

- słucham? - zamrugała oczkami średnio przytomnie i przeczesała dłonią swoją rozchodzącą się na trzy czy też cztery mniejsze części podkręconą od deszczu grzywkę. podrapała się w kolanko, miała oczko w rajstopach i rozmazany błyszczyk, ci wszyscy księża pewnie naprawdę by ją wzięli za jakąś nastoletnią prostytutkę, która przyszła szukać zbawienia, a znalazłaby krucyfiks między nogami, amenamenamen! - to znaczy, hm - odchrząknęła niepewnie i przyjrzała mu się, zbliżając twarz do jego twarzy tak jak ja zbliżam swoją do twarzy innych jak jestem pijana, przypomnij sobie. albo lepiej nie. - o jezusku, czarlej?

nie mów słucham bo ciebie wyrucham!
pokiwał głową wzdychając cicho-mhmm. czarli jezus. miło mi-prawą dłonią poprawił grzywkę, która cały czas niesfornie opadała mu na oczy. hej, to by było straszne gdyby jego rodzice dali by mu na drugie imię jezus. chociaż nie, nie można tak! jezus jest jeden, niepowtarzalny, wyjatkowy, amen.-kari. do cholery. gdzieś ty była?-zagryzł poliki od środka drapiąc się po policzku. faktycznie, kari wyglądała jak mała prostytutka, a każdy lepsze ksiądz mógłby ją przelecieć choćby na ołtarzu, a później jej ciało złoźyć w ofierze jezusowi, oni tak robią z malutkimi biednymi owieczkami, chyba. i dzisiaj nie był piątek czyli kari miała pecha, conie.

pamiętasz jak miałyśmy tych bliźniaków? jakichś mojżeszów, jak im tam!
- eee - zastanowiła się - nie wiem, na jakiejś imprezie i potem wyszłam bo jednak nie było fajnie, to znaczy nie tak fajnie jak miało, bo generalnie to całkiem nieźle, no ale wyszłam, bo jednak mi się nie podobało - zachichotała nerwowo, ale w tym nie było nic śmiesznego - no i wyszłam i było zimno, wracałam do domu bo zgubiłam pieniądze na taksówkę, to znaczy chyba coś za nie kupiłam, jakieś żelki, czy coś takiego, no i potem zobaczyłam kościół i weszłam, aaa, i po drodze złamałam obcas. ała. -oblizała wargi i straciła równowagę, opierając mu się na ramieniu. rrr, seks w kościelnej ławie.

o kurwa, no! a czyje ryjki to były? moses<333
czarli przypatrzył się jej uważnie mrużąc oczy, zastanawiał się czy przypadkiem kari nie porwali po drodze kosmici i nie wymienili jej mózgu z mózgiem krowy-doprawdy? no i gdzie masz te żelki, co?-zaśmiał się pod nosem, nawet nie wiem dlaczego bo to chyba logiczne, że kosmici je zjedli. boże, przypomniało mi się to co mówiłaś o tym facecie co ma dziecko z kosmitką! podrapał się za uchem wyjmując paczkę papierosów i kładąc ją na kolana. przez chwilę wpatrywał się w nią nic nie mówiąc i chyba przez przypadek przez jego głowę przeszła wizja seksu z kari. a on jako, że był czarlim mógł przelatywać kogo tylko chciał i gdzie chciał. klękajcie narody, nadchodzi pan i władca!

raphael harocheee!
- oddałam - mruknęła i spojrzała na niego zupełnie nieporadnie, wzruszając ramionkami. zrobiło jej się ciepło, więc zdjęła swoją fajną, nabijaną świekami w kształcie gwiazdek ramoneskę i położyła obok tych papierosów jego, ale przecież nie jemu na kolanach, nie? podwinęła nogi pod brodę i objęła je ramionami, drapiąc się w brodę - chyba nie będziesz tu palił, co? to siewięte miejsce. święte - poprawiła się, bo plątał jej się język. -śwwwcokolwiek. oh czarlej, czy ja umrę? - kręciło jej się w głowie.

-jasne, że nie-uśmiechnął się jednokącikowo potrząsając ramionami-w tym pudełeczki po papierosach mieszkają moi przyjaciele.-powiedział całkiem spokojnie i serio i tylko się lekko uśmiechnął obracając głowę w jej stronę-kari, chyba nie. przynajmniej mi się tak zdaje-pokiwał głową zagryzając dolną wargę-z fizycznego punktu widzenia nie powinnaś-wyprostował rękę kładąc ją na oparciu świętej ławeczki-ale wiesz, może być różnie. jeżeli nie chcesz umrzeć musisz zrobić jakiś dobry uczynek-wydął usta do przodu-dobre uczynki ponoć zbawiają-stwierdził bawiąc się opakowaniem po fajkach.

- mogę ci obciągnąć. - sori, nie mogłam się powstrzymać. a ona była pijana, poza tym byli z czarlim kumplami, więc generalnie wiadomo, takie rzeczy przechodzą, to tak jak moje miłosne wyznania albo to, że chodzę po imprezowych domach i szukam kogoś, kto mnie przytuli. miłe, wiem. jeszcze nikomu nie obciągała w kościelnej ławce i pomyślała, że to może być krejzolskie i fajniusie, a potem się zaśmiała, że jest taka głupia, ale nie powiedziała nic, tylko położyła się na ławce, z głową na czarljowych kolanach.

-a jak ciebie tutaj przelecę to nikomu nie powiesz?-spojrzał na nią całkiem poważnie, ale ona chyba tego nie widziała, a nawet jak widziała to miała to gdzieś bo widocznie była pijana i miała mózg krowy. uśmiechnął się do niej pociągając nosem i kładąc na jej brzuchu pudełko ze swoimi przyjaciółmi, z którymi się nigdy nie rozstawał. nikt nie wiedział, że czarli w kieszeni starej marynarki jego dziadka ma małą piersiówkę, pewnie jeszcze z czasów wojny. zaśmiał się pod nosem z tego, że kari jest taka łatwa bo gdzieś w głębi duszy szarli był jak jakieś napalone zwierzę i chciał zdobywać, nie lubił mieć wszystkiego wyłożonego na tacy.

niech jej tylko nie podrapie pazurrami, arr. chcę opaskę na oko, tak btw.
- nie wiem, pewnie zadzwonię rano do mamy i jej wszystko opowiem - zaplątała się przy słowie 'wszystko' i trochę posepleniła zanim się wysłowiła, a potem przyjrzała się pudełku z przyjaciółmi czarljego i zastanawiała się trochę, przez moment tylko, czy ma w środku narkotyki albo pieniędze. - z najmniejszymi szczegółami. zawsze tak robię. potem dzwonię do babci i lecę do spowiedzi.

-świetnie. lubię kiedy ktoś ma dobre kontakty z rodziną-zmarszczył czoło oblizując spierzchłe usta. ze swojego magicznego pudełka wyjął jedną prezerwatywę, akurat trafiła się mu truskawkowa, czyli jego ulubiona, pachniała dopiero co zerwanymi truskawkami. mógłby nawet ją zjeść. brakowało tylko mu śmietanki i cukru. a dzisiaj w focusie czytałam, że jak się wyeliminuje ze swojej diety cukier to się ponoć dłużej żyje, tak przynajmniej były w przypadku szczurów. pstryknął kari w jej chude ramię chcąc się przekonać czy jeszcze żyje. i w tym momencie już calkowicie uwierzył, że porwali ją kosmici!

- sori, porwali mnie kosmici i byłam myślami gdzies daleko. w ogóle dziś minął chyba jakiś tysiąc lat od pierwszego lądowania na księżycu, wiesz, czarlej? - mówiłam już, że kari miała śmieszny akcent? to przez babcię, która ją biła motyką po stopach w dzieciństwie. pomyślałam teraz, że mogłybyśmy te gumki żuć jak gumy do żucia!!! - to doprawdy fascynujące. i schowaj to, użyjemy jutro - mruknęła, pstrykając go w prezerwatywę, która pewnie wypadła mu z palców i przeleciała przez kościół lądując w tym garnku ze święconą wodą. - nara! - ucałowała go w czółko i poszła, bo kurwa ci zdesperowani ludzie mówią, że jestem nałogowcem i muszę iść spać-.=

a biedny czarli znowu będzie musiał oglądać pornosy!

jim opierał się o te barierki przed kościołem, w uszach miał białe słuchawki od swojego ajpoda i palił papierosa. myślę, że słuchał jima morrisona, ruszając energicznie nogą w rytm!

olga szła więc na papierosa i szampana do koleżanki, żeby teraz sobie w spokoju świętować coś co zwało się jej urodzinami! więc, podeszła do jimmiego, którego w ogóle na początku nie poznała, więc w ogóle przyglądała mu się, stuknęła go w ramię. - masz papierosa? - zapytała się go, kompletnie nie myśląc, że to właśnie jimmy!

wyjął z lewego ucha słuchawkę i spojrzał pytająco na olgę. wydaje mi się, że był za bardzo przyćpany, by mógł ją rozpoznać, tym bardziej taka odmienioną! - papierosa? jasne, mam, mam... - powoli, bez pośpiechu wyjął z kieszeni spodni wymiętą paczkę i podał ją pod nos oldze. - częstuj się - mruknął jeszcze, całkiem miło i zmierzył ją, przy okazji poprawiając niesfornie spadające z tyłka disle.

przygryzła wargę, i tylko wzięła sobie od niego papierosa. - ojej, dzięki! - powiedziała z uśmiechem i zapaliła swoją zippo, jego papierosa. zaciągnęła się nim i dokładniej się mu przyjrzała. - jej, czekaj, ja cię znam, skądś cię znam! już wiem! jimmy! jiiiiimmy z londynu! - zaśmiała się i zaciągnęła się papierosem, tak dla zdrowotności, jak to całuje się sidney z katty, si? więc na razie tylko spojrzała się na niego.

poprawił swój kardiganik, pod którym nie miał nic; był goły i wesoły xd w każdym bądź razie mruknął coś na kształt 'nie ma sprawy' i schował papierosy z powrotem, przy okazji zaciągając się swoim. zakłopotany, że nie wie z kim ma do czynienia, podrapał się po karku. - jimmy z londynu, w rzeczy samej! a ty jesteś... - tu, spojrzał na nią, szukając jakiejś sensownej odpowiedzi. - o... o... o! olga!

- zgadza się jimmy. jej, jak mogłam cię w ogóle nie pamiętać - zaśmiała się i spojrzała na niego. uśmiechnęła się do siebie i zaciągnęła się papierosem. rozejrzała się dookoła i oparła się o coś to co się opierał chyba jimmy. - dawno się nie widzieliśmy, co u ciebie? masz dziewczynę, żonę, narzeczoną, kochankę czy dzieci? może wszystko? - zaśmiała się i oblizała seksownie dość swoje usta. ona jest bardzo zwariowanym dzieckiem, bierze acodin i to właśnie dzisiaj brała, mhm, mhm.

on tylko pokiwał głową, zadowolony, wyłączając swojego ajpoda, bo skoro właśnie przyłączyła się do niego olga... słuchawki wyciągnął całkowicie z uszu, zwinął i schował do tylnej kieszeni spodni. - w ogóle cię nie poznałem - zaśmiał się nerwowo i podrapał za uchem. - wyrosłaś... znaczy zmieniłaś się - skomentował, lustrując ją wzrokiem, dlaczego nie miałby tego robić? przymknął swoje zjarane oczy. - hm, no właściwie to żony nie mam, dziewczyny też nie, ale kochankę i piątkę dzieci - odparł całkiem poważnie. - a co u ciebie, co? gdzie się podziała tamta młoda olga z adhd?
bo skoro bierze acodin... zaśmiał się znów.

- hm, tamta olga z adhad poszła się naćpać, a teraz mamy inną bardziej wyważoną, chociaż nie zaprzeczę że nadal zwariowaną troszeczkę olgę! - powiedziała z uśmiechem i tylko oblizała usta. spojrzała się w jego stroną i zaciągnęła się papierosem. - więc, no tak, skoro masz 5 dzieciaczków, kochankę i jesteś szczęśliwy, chodź gdzieś ze mną! znaczy na jakąś trampolinę, na garaże, pojeździć na desce w parku, co tylko chcesz. zróbmy coś szalonego! może nawet wyjedźmy z miasta. wylećmy, tak od razu. dooooo, wybierz gdzieś! - powiedziała całkiem rozbawiona i tylko pocałowała go w nos.

pokręcił głową. - no nie, mogłaś kazać tamtej oldze poczekać, naćpalibyśmy sięrazem! - stwierdził otwarcie i stanął jakoś obok niej, w każdym bądź razie przodem do olgi. przez chwilę konsumował swoje policzki. - hej, no to nie wiem co tam być chciała, ale możemy robić, dzieci poczekają - zaproponował i tylko objął ją nieporadnie ramieniem. no tak, kiedyś się przyjaźnili, więc dlaczego nie mieliby tego odbudować?
chyba czas w końcu zrobić polski. yeah.